Ekspert: „Nie wiemy, jak skończy się konflikt, ale możemy już mówić o III wojnie światowej”

dr inż. Ernest Lichocki

Minęło już ponad dwieście dni pełnowymiarowej rosyjskiej agresji na Ukrainę. Trwa wyzwoleńcza ofensywa napadniętego państwa, a Władimir Putin ogłasza, po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej, częściową mobilizację. Część Rosjan chce protestować, a inni szukają sposobów na opuszczenie swojego kraju. Czy to oznacza, że Moskwa zdaje sobie sprawę z tego, że wojna wymyka jej się spod kontroli? Czy grożenie przez Putina użyciem broni jądrowej jest tylko straszeniem, czy zagrożeniem?

Między innymi o tym mówiliśmy w magazynie „Pomorze, Polska, Europa”. O aktualnej sytuacji Robert Silski rozmawiał z ekspertem ds. zarządzania bezpieczeństwem, doktorem inż. nauk wojskowych do spraw bezpieczeństwa, wykładowcą w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku  i jednocześnie komandorem, porucznikiem rezerwy, Ernestem Lichockim.

Władimir Putin zarządził mobilizację około 300 tys. osób, aby część z nich wysłać na wojnę na Ukrainę. Zdaniem zachodnich liderów to kolejna eskalacja konfliktu a także oznaka porażki „rosyjskiej operacji specjalnej” (jak Putin nazywa inwazję na Ukrainę). Rosyjskie służby zatrzymują osoby protestujące przeciwko decyzji o mobilizacji, tylko wczoraj zatrzymano ponad 1,3 tys. osób.

– Ogłoszenie częściowej mobilizacji oznacza, że Moskwa poczuła, że wojna wymyka się spod kontroli. To jest spowodowane ostatnimi operacjami przeprowadzonymi przez wojsko ukraińskie, szczególnie w rejonie obwodu charkowskiego, gdzie Federacja Rosyjska poniosła znacząca klęskę, nie tylko moralną, jeśli chodzi o żołnierzy, ale tak samo w sprzęcie bojowym – wyjaśniał Ernest Lichocki.

– Czy zatem Ukraina przejęła inicjatywę trwale, to jest przełom w czasie tej wojny? – dopytywał Robert Silski.

– Jeżeli chodzi o obwody północne, to tak. Jak wszyscy dobrze wiemy operacje prowadzone są obecnie na północy i na południu. W rejonach południowych, w dwóch obwodach, w których infrastruktura była troszeczkę lepiej przygotowana przez Federacje Rosyjską, ta operacja ma wolniejsze tempo, ale też z powodzeniem prowadzone są działania bojowe – mówił ekspert ds. zarządzania bezpieczeństwem.

– Putin zagroził użyciem broni jądrowej „w przypadku ataku na integralność terytorialną Rosji”. Straszy, czy zagrożenie jest realne? – pytał prowadzący rozmowę.

– Ja myślę, że to nie jest straszenie. Patrząc na wszystkie scenariusze już wcześniej analizowaliśmy także scenariusz użycia taktycznej broni jądrowej. I analizowaliśmy ten scenariusz po jego niepowodzeniach w drugim-trzecim miesiącu. Ale cały czas nie użył tej taktycznej broni jądrowej. On chce osiągnąć swoje cele, na początku były trzy. Pierwszy, ten najniższy cel, to opanowanie czterech republik tak, żeby mieć połączenie z Krymem. Drugi cel to opanowanie Ukrainy do linii Kijowa i podzielenie jej. A trzeci cel to opanowanie całej Ukrainy. Patrząc na to, co wydarzyło się przez ostatni okres, Federacja Rosyjska chce prawdopodobnie osiągnąć ten pierwszy cel, czyli opanowanie czterech republik. Na to wskazują także wydarzenia wczorajsze, a mianowicie ogłoszenie referendum, które mają być przeprowadzane w tych czterech republikach. I tu powtarza nam się scenariusz z Gruzji. To jest typowo militarne posunięcie, ponieważ prezydent Rosji będzie mógł jasno powiedzieć, że zostało zaatakowane terytorium Federacji Rosyjskiej tak, jak było to w 2007 roku w Gruzji. Trzeba przyznać, że Rosja w sposób „poprawny” prowadzi wojnę informacyjną i przygotowuje swoje społeczeństwo do eskalacji konfliktu. Na tę chwile nie wiemy, jak to się skończy. Ale możemy już mówić o III wojnie światowej, ponieważ musimy sobie jasno uświadomić, że jest to wojna pomiędzy Federacją Rosyjską a Zachodem. Czynnie nie uczestniczymy w tej wojnie, ale patrząc na to, w jaki sposób pomagamy Ukrainie i ile sprzętu i techniki bojowej zostało tam przesłane, to można powiedzieć, że jednak uczestniczymy w niej – podsumował Ernest Lichocki.

POSŁUCHAJ: 

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj