Co dalej z „dziurą wstydu” w Brzeźnie? Samorządowcy zgodni: widok kłuje w oczy, ale problem jest złożony

(Fot. Radio Gdańsk)

Mieszkańcy Brzeźna walczą o estetyczne zagospodarowanie „dziury wstydu” przy plaży. Nie podoba im się blaszano-plastikowy namiot ani pojawiające się tam „budki”. Domagają się reakcji miasta. Jak powinien wyglądać pas nadmorski w Gdańsku? W audycji „Samorządowy Piątek” Joanna Stankiewicz zapytała o to Emilię Lodzińską z Koalicji Obywatelskiej, Przemysława Majewskiego z Prawa i Sprawiedliwości oraz Mateusza Błażewicza, radnego dzielnicy Brzeźno.

Mateusz Błażewicz nie krył oburzenia stanem okolicy plaży w reprezentowanej przez niego dzielnicy. – Mamy wstrętny blaszano-plastikowy namiot, kilka kontenerów i kilka bud z płyt pilśniowych, czyli coś, co zupełnie nie przypomina hali plażowej, o której była mowa przez blisko 30 lat. Dysonans jest bardzo duży i nie chodzi tylko o względy wizerunkowe, estetyczne czy architektoniczne, ale też o to, co jest sprzedawane mieszkańcom i przyjeżdżającym do Brzeźna turystom. W Domu Zdrojowym mamy na przykład warsztaty ekologiczne, na które uczęszcza wiele dzieci, przekazujące dzieciom bardzo ważną wiedzę, a z drugiej strony stoi blaszany namiot, w którym są gry hazardowe dla dzieci i fast foody, niezdrowa żywność, więc pojawia się dysonans poznawczy na wielu płaszczyznach. Jest głośno, zwłaszcza w sezonie, kiedy oprócz gier, które hałasują do późnych godzin nocnych, odbywają się tam imprezy, które bardzo uprzykrzają życie mieszkańcom ulic Mazurskiej, Walecznej i Pułaskiego – wyjaśniał.

Również Emilia Lodzińska przyznawała, że zabudowa pasa nadmorskiego w Brzeźnie jest problematyczna. – Pojechałam tam, żeby na własne oczy zobaczyć skalę problemu, bo w mediach oczywiście przetaczają się zdjęcia obrazujące, jak ten obszar wygląda w tej chwili, natomiast na żywo jest jeszcze gorzej. Jedno to aspekt architektoniczny, który oczywiście kłuje w oczy, bo nie przystoi, żeby przy Domu Zdrojowym funkcjonowała taka zabudowa, abstrahując już od zapisów w miejscowym planie. Drugim aspektem, którego nie widzimy, jest hałas. W tej tymczasowej hali namiotowej, bo tak należy ją nazwać, umiejscowione są tak zwane automaty, różnego rodzaju gry, które generują potworny hałas. Obok, dla przypomnienia, znajduje się restauracja w Domu Zdrojowym. Hałas jest taki, że w tej restauracji nie da się wypić kawy, porozmawiać. Namiot znajduje się w obrębie kilku metrów od niej i to jest kolejny problem, który powoduje, że to, o co dbaliśmy przez wiele lat, na skutek zabudowy znowu jest mieszkańcom odbierane – twierdziła.

Z kolei Przemysław Majewski wskazywał, że sprawa jest bardziej złożona, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. – Nakładają się tutaj dwie czy trzy istotne sprawy. Pierwsza kwestia to sam pomysł miasta na zagospodarowanie szeroko rozumianego pasa nadmorskiego. Mamy doświadczenie z ostatnich miesięcy, jak wyglądało to w innej części Brzeźna, gdzie miasto forsowało plan miejscowy, w którym mają powstać budynki realizowane przez deweloperów, a które będą po prostu „stalowcami”. Nie było na to zgody i udało się w pierwszej instancji ten plan miejscowy wyrzucić do kosza. Druga kwestia to sama historia tego terenu, to, że przez trzydzieści lat przechodził z rąk do rąk i nie wiadomo, kto tak naprawdę nim zarządzał; sami mieszkańcy do końca tego nie wiedzieli. Co gorsza, obecnie jest on podnajmowany małym przedsiębiorcom, którzy wykorzystują przepisy o małej zabudowie na 180 dni, żeby móc prowadzić interesiki, które możemy doskonale kojarzyć z mniejszych miejscowości nad polskim morzem – wyjaśniał.

Posłuchaj audycji:

MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj