Kacper i Darek stopniowo tracą wzrok. Ten proces może powstrzymać niezwykle kosztowna terapia

(Fot. archiwum prywatne)

Wracamy do Kacpra i Darka z okolic Nowej Karczmy na Kaszubach. 20- i 23-latek to bracia, którzy cierpią na ślepotę Lebera. Byliśmy u nich przed Wielkanocą, kiedy zaczęła się zbiórka pieniędzy na ratowanie ich wzroku. Dotąd udało się zebrać 500 tysięcy złotych. Potrzeba jeszcze czterech i pół miliona. Rodzina apeluje o pomoc.

O Kacprze i Darku pisaliśmy >>>TUTAJ. Niestety, od czasu naszych ostatnich odwiedzin wzrok młodszego z chłopców znacznie się pogorszył.

– Powoli zaczynam tracić wzrok, trochę bardziej w prawym oku. Nie widzę, co w pomieszczeniu jest oświetlone. Jest ciężko, mama musi prowadzić mnie za rękę, żebym na nic nie wpadł. Do szkoły jeszcze chodzę, robię technikum kucharskie. Dobrze żyję z kolegami i koleżankami, radzę sobie – opowiada Kacper.

20-latek podkreśla, że kosztowna terapia jest dla niego ostatnią nadzieją na odzyskanie wzroku. – Nie ma żadnej innej metody, jest tylko nieszczęsne zebranie tych półtora miliona na jedno oko, a to bardzo trudne. Jak się uda, jest duża szansa na to, że odzyskam wzrok i będę normalnie widział twarze ludzi i to, co mnie otacza – wskazuje.

CZASU JEST CORAZ MNIEJ

Sylwia, mama chłopców, przybliżyła naszemu reporterowi szczegóły trudnej sytuacji, w jakiej się znaleźli. – Synowie cierpią na ślepotę Lebera. Dariusz ma obecnie 23 lata, a Kacper 20. Choroba postępuje. Niestety, Kacper zaczął teraz gorzej widzieć. W prawym oku widzi już światło, jak Darek, a gdy przestanie je widzieć, zabieg będzie nieosiągalny. To już naprawdę ostatni czas na to, żeby chłopakom pomóc. Potrzebne są ogromne pieniądze, których nie mamy. Musimy prosić dobrych ludzi o wsparcie. Jest bardzo dużo osób, które nam pomagają, ale suma jest, niestety, ogromna. Potrzeba jeszcze czterech i pół miliona. Mamy tylko 500 tysięcy. Gdy będziemy mieli pieniążki na jedno oko, od razu jest operacja, ustalamy termin i w Poznaniu odbywa się zabieg, więc jest u nas w Polsce, tylko potrzebne są pieniążki – powtórzyła.

Rodzina na różne sposoby próbuje zdobyć środki potrzebne do ratowania wzroku chłopców. – W niedzielę mieliśmy festyn, na którym też zbieraliśmy pieniążki do puszek. Wszyscy nam pomagają; zbliżają się święta, więc było bardzo dużo świątecznych upominków, tylko, niestety, to wszystko jest mało. Cztery i pół miliona to bardzo duża suma, której sami nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Możliwość zebrania takiej kwoty, żeby moje chłopaki zaczęły widzieć, jest tylko dzięki sercom dobrych ludzi – podkreśla pani Sylwia.

WZROK POD CHOINKĘ

Kobieta zaznacza, że jej świąteczne przygotowania polegają głównie na kontaktowaniu się z pomagającymi. – Na razie pakuję tylko „wysyłki” dla osób, które wylicytowały coś u nas na grupie; chcę, żeby dotarły do nich na święta. Ludzie chętnie nam pomagają, kupują; jedni oddają bardzo dużo rzeczy, drudzy, chcąc nam pomóc, kupują je na licytacji, ale niestety musimy jeszcze to wszystko „ciągnąć” – wyjaśnia.

Jaki prezent chciałby znaleźć pod choinką Kacper? – Najbardziej chciałbym odzyskać wzrok. Mam nadzieję, że uda mi się zebrać te pieniądze. Najbardziej liczę na to, że wszyscy nam pomogą – odpowiada chłopiec.

WPŁATA LUB LICYTACJA

Zbiórkę można wesprzeć >>>TUTAJ. Z kolei >>>TUTAJ odbywa się licytacja fantów, z której dochód również jest przeznaczany na leczenie  chłopców.

– Liczy się dla nas każdy grosz, bo po złotówce od miliona osób daje milion; wszystko pozostaje w rękach dobrych ludzi. Mamy nadzieję i oczywiście bardzo dziękujemy wszystkim za każdą złotówkę. Sami nie jesteśmy w stanie zebrać tej kwoty – apeluje pani Sylwia.

Posłuchaj całej audycji:

Grzegorz Armatowski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj