Grozi nożem, zalała sąsiadów i podpaliła mieszkanie. Lokatorzy mają dość, spółdzielnia umywa ręce

(Fot. Radio Gdańsk)

Co dzieje się w Gdyni-Witominie? Mieszkańcy jednego z bloków przy ulicy Chwarznieńskiej skarżą się na uciążliwą lokatorkę. Jak twierdzą, kobieta jest niebezpieczna. Biega po klatce schodowej z nożem i grozi sąsiadom. Niedawno podpaliła swoje mieszkanie. Lokatorzy obawiają się o swoje bezpieczeństwo.

Jak twierdzą, są pozostawieni sami sobie, bo nikt nie chce im pomóc. Nasz reporter pojechał to sprawdzić.

– Mamy problem z pewną lokatorką, która mieszka na pierwszym piętrze. Nie wiemy dokładnie, na co jest chora. Jest bardzo niebezpieczna. Lata boso z nożem za ludźmi. Ja boję się zejść do piwnicy. Grozi, że wszystkich tu wymorduje. Miesiąc temu podpaliła swoje mieszkanie. Strażacy musieli wywalać okno. Cały lokal został spalony. Spółdzielnia musiała malować klatkę od góry do dołu – wyjaśnia jedna z mieszkanek bloku.

– Wszyscy z urzędów zasłaniają się różnymi przepisami. Tylko pytanie. Czy musi dojść do nieszczęścia? Oto przykład. Spółdzielnia przesyła nam karteczki, żeby spisać numery liczników. Za wrzucenie ich do skrzynek jest odpowiedzialna sprzątaczka. A ta pani cichutko, na bosaka podeszła i stanęła za sprzątaczką z nożem. Przecież tu można dostać zawału. Na to nie ma rady? – dopytuje się kobieta.

– Ta pani mieszka sama. Ma syna, który także nie jest do końca sprawny oraz starszego ojca. Oni niezbyt utrzymują z nią kontakt. Policja w tej sprawie była powiadamiana nie raz. Zero reakcji – wyjaśnia.

BYŁ POŻAR, REAKCJI ZABRAKŁO

– Od kiedy się wprowadziliśmy, to z tą panią są ciągle jakieś problemy. Były takie sytuacje, że potrafiła się budzić o pierwszej w nocy i rzucać jakimiś rzeczami w domu. Potrafiła o czwartej nad ranem obudzić sąsiadów tylko po to, żeby zapukać do drzwi. Ilekroć wychodziliśmy, to dostawaliśmy telefony od sąsiadów, że ona znowu zaczyna biegać po budynku i uderzać w te drzwi – relacjonuje sąsiad uciążliwej lokatorki.

– Teraz jej mieszkanie jest puste. Syn remontuje, wstawiono okna. Wcześniej wszystko było zabite deskami po pożarze. Zgłaszaliśmy to wszystko do spółdzielni, na policję, a nawet do miasta. Dostaliśmy odpowiedzi mówiące, że jest to trudna sytuacja. Wszyscy zasłaniali się przepisami. Nie byli w stanie nic zrobić – precyzuje.

DIALOGU BRAK

Może zatem warto porozmawiać z samą uciążliwą sąsiadką? To jednak nie jest takie proste. – Z tą panią nie idzie rozmawiać. Zaraz wyzywa i klnie. Zalała starszą panią, która mieszka na parterze. Woda leciała aż do wózkarni. Jak przyjdzie jej do głowy, to może odkręcić gaz i wysadzi pół bloku – podsumowuje jeden z mieszkańców bloku.

„BAŁTYK” NABRAŁ WODY W USTA

Naszemu reporterowi udało się na miejscu porozmawiać z przedstawicielem Spółdzielni Mieszkaniowej „Bałtyk”. Przyznał, że jest uciążliwa lokatorka. Jakie więc zostaną podjęte działania? Po tym pytaniu sytuacja stała się napięta.

– A co spółdzielnia do tego ma? Pan zadaje pytania podchwytliwe i retoryczne. Niech pan się zastanowi przed tym. A jeśli się pan zastanowił, to najwidoczniej źle. Niech pan się zaznajomi z przepisami prawa i wtedy pyta. Jeżeli przychodzi się na wywiad, to należy być przygotowanym merytorycznie. Takie pytania należy kierować do rzecznika – odpowiedział przedstawiciel spółdzielni. Problem polega na tym, że owa instytucja rzecznika prasowego nie ma.

„ODBICIE PIŁECZKI”

Mieszkańcy pozwalają sobie nie zgodzić się z nieoficjalnym stanowiskiem spółdzielni. – Od załatwiania takich spraw nie są lokatorzy. Od tego są odpowiednie urzędy. My możemy tylko zgłaszać i prosić o pomoc. Rozmowa z przedstawicielem spółdzielni była klasycznym odbiciem piłeczki. Nie dziwi mnie to wcale. Służby w żaden sposób się tym nie zajmują – wyjaśniają mieszkańcy.

RELACJA POLICJI

– 18 stycznia przed godziną 5:30 policjanci pojechali na ulice Chwarznieńską, gdzie miało dojść do pożaru. Na miejscu mundurowi zastali 56-letnią kobietę, która na szczęście nie odniosła żadnych obrażeń, jednak ratownicy medyczni w obawie przed zatruciem dymem przewieźli kobietę do szpitala. Na miejscu przeprowadzono oględziny z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa. W rozmowie z mieszkańcami policjanci ustalili, że 56-latka wcześniej zalała mieszkanie sąsiadom i może potrzebować pomocy. Mundurowi poinformowali o zdarzeniu rodzinę i zwrócili się do dzielnicowego ośrodka pomocy społecznej z wnioskiem o zainteresowanie losem kobiety. W sprawie pożaru prowadzone jest dochodzenie, jednak z uwagi na to, że 56-latka jest hospitalizowana, nie można jej aktualnie przesłuchać – wyjaśnia podkom. Jolanta Grunert z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni.

Z prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej „Bałtyk”, mimo wielokrotnych prób, nie udało się skontaktować. Wspólnie z lokatorami czekamy na stanowczą reakcję odpowiednich służb. Będziemy się dokładnie przyglądać tej sprawie.

Posłuchaj materiału reportera Radia Gdańsk:

Czekamy na państwa propozycje tematów do audycji. Czym jeszcze powinniśmy się zająć? Nasz mail to: sosreporterzy@radiogdansk.pl.

Grzegorz Armatowski/pb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj