Ukrainka opowiedziała o obecnej sytuacji w swoim kraju: „W pewnym momencie kolejka do granicy liczyła około 40 kilometrów”

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Tym razem audycję „Więcej Serca i Mniej Barier” poświęciliśmy skutkom wydarzeń za naszą wschodnią granicą. Już ponad milion uchodźców, uciekających przed wojennym ogniem, trafiło do Polski. Wielu z nich schronienie znalazło w Trójmieście. Z jakimi trudnościami musieli się mierzyć? Na jaką pomoc mogą liczyć? 

O tym Magdalena Szpiner rozmawiała ze swoimi gośćmi, którymi byli Ola Leszka, Ukrainka mieszkająca od 5 lat w Polsce oraz Władysław Ornowski z Fundacji Pan Władek.

Ola Leszka opowiadała o sytuacji w swoim rodzinnym mieście – Twierdzy – które jest położone na trasie między Lwowem a Medyką.

– To jest ta główna trasa. Moja miejscowość znajduje się 20 km od granicy. Już w drugim dniu wojny ta kolejka liczyła tyle samo kilometrów i z dnia na dzień się powiększała. Moja mama i siostra dalej mieszkają w tej wiosce. Ludzie się tam zorganizowali, dostarczają gorącą herbatę, kanapki, posiłki, moja mama gotuje dla małych dzieci rosół. Te 20 km trzeba pokonać na własnych nogach albo i więcej. W pewnym momencie kolejka miała około 40 km. W tej chwili jest spokojniej, bo polska strona pozwoliła nam przekraczać granicę tylko z aktem urodzenia i to wszystko bardzo szybko działa. Rodziny mogą uciekać z dziećmi, które nie mają jeszcze paszportów, tylko akty urodzenia. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo, wielkie kolejki, przepychanie, mróz. To jest straszne, że tam były małe dzieci. One musiały odczuwać tę panikę. Tego nie dało się na początku uporządkować – opowiadała Ola Leszka.

– W zeszłym tygodniu znajomi mnie poprosili i pojechałem do Dorohuska. Zabrałem trochę jedzenia, owoców itp. W drodze powrotnej przywiozłem na Wybrzeże 9 osób. W zeszły wtorek Ola dotarła do mnie i zapytała, czy pojadę z nią do Medyki z pomocą dla jej rodzinnych terenów. Przekonała mnie, że najlepiej jak pomoc dociera bezpośrednio do ludzi. Wymieniłem samochód na jeszcze większy, Ola zebrała ekipę swoich koleżanek, nazbierali żywności, odzieży, lekarstwa. Z Olą w piątek wsiedliśmy w samochód i niedawno wróciliśmy. Teraz znowu planuję tam jechać. Myślę, że przynajmniej raz w tygodniu będę na tej trasie kursował. Dla nas to jest niewyobrażalne, co się tam dzieje – dodawał Władek Ornowski.

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj