Teatrolog Jan Ciechowicz o kibicowaniu Arce Gdynia. „Zawsze mam przy sobie szalik mojej drużyny”

jan ciechowiczgośc 2 strona

Przy sobie zawsze ma szalik Arki Gdynia, na żywo ogląda każdy mecz tej drużyny. Wracając z widowiska bawi się wraz z innymi kibicami w kolejce SKM. W audycji Gdynia Główna Osobista teatrolog Jan Ciechowicz opowiadał o pasji kibicowania. W rozmowie z Piotrem Jaconiem wyjaśnił także, dlaczego nigdy nie wyjdzie z teatru w połowie spektaklu i co sprawiło, że zaczął angażować się w życie kościoła.

KIBIC

Jan Ciechowicz traktuje spotkania na murawie jak widowiska artystyczne. Zapytany, co teatrolog może robić na meczach odpowiada żartobliwie: – Myśli sobie „Ale dramat!” Traktuję je jako część swojego zajęcia. Podczas Euro 2012 robiliśmy tom pt. „Futbol w świecie sztuki”. Namówiliśmy artystów, by potraktowali mecz jako zadanie badawcze. Sport staje się silną przestrzenią sztuki widowiskowej.

Kibicem piłki nożnej Ciechowicz został w młodości. W rodzinnej miejscowości Koluszki kibicował klubowi KKS Kolejarz, potem był fanem ŁKS Łódź. – Kiedy jeździłem do Łodzi, to były wyprawy na cały dzień. Jestem też stałym czytelnikiem „Przeglądu Sportowego”. Wstydzę się tego trochę, dlatego obkładam go np. „Dziennikiem Bałtyckim”. Na meczu Arki wybieram sobie trybunę, zwykle tzw. olimpijską. Jest tam lepszy komfort oglądania i dobre towarzystwo. A szalik ulubionej drużyny zawsze mam przy sobie.

Teatrolog z meczów wraca kolejką i bacznie obserwuje to, co dzieje się w SKM. Jak przyznaje, nie daje się sprowokować agresywnym zaczepkom kibiców. – Policja zawsze wyzwala ostre zachowania, kibice krzyczą „Kto nie skacze, ten z policją”. Ja oczywiście nie skaczę, tylko symuluję, że czytam gazetę. Nie wchodzę z nimi w interakcję. Ale szalik dalej mam na sobie.

Z Janem Ciechowiczem (z prawej) rozmawiał Piotr Jacoń. Fot. Radio Gdańsk/Dominika Raszkiewicz

PARAFIANIN

Gdynia to dla Ciechowicza również miejsce kultu religijnego. Teatrolog jest mocno związany z parafią św. Mikołaja w Gdyni Chyloni. Nie chce, by nazywano go standardowym Polakiem-katolikiem. – Zostałem „kościółkowy” po śmierci Jana Pawła II, teraz mój związek z kościołem jest bardzo bliski. Angażuję się w życie parafii, pełnię funkcję przewodniczącego rady parafialnej.

Jak zaznacza, podczas liturgii teatr i aktorstwo są niepożądanymi zjawiskami. – Teatr jest grą, udawaniem. Kiedyś jeden z aktorów napisał o tym, że Wojtyła był najlepszym aktorem, dopóty nie wstąpił do seminarium. W maturalnej klasie w Wadowicach nie tylko zagrał Zygmunta Augusta, ale i go wyreżyserował. A jako papież był bez reszty przejęty swoją misją ewangeliczną. Miał świadomość własnych sił i środków. Nawet jak popadał w chorobę, miał np. świetnie ustawiony głos. Lektor w czasie mszy świętej też powinien poprawnie czytać tekst.

TEATROLOG

Teatr w życiu Jana Ciechowicza był obecny od najmłodszych lat. Przyznał, że w liceum miał specjalny karnet, gwarantujący wejście na dziesięć spektakli w teatrach zawodowych. – To był plan tych ambitniejszych uczniów. Przynajmniej raz w miesiącu organizowaliśmy wspólny wyjazd na przedstawienie do Warszawy lub do Łodzi. Wrażenie zrobiła na mnie zwłaszcza Pola Raksa w „Tangu” Sykały. W Koluszkach istniał z kolei bardzo dobry teatr amatorski.

Mówił też, że nawet po tylu latach pracy, nigdy nie jest znudzony teatrem. – To sztuka niewyobrażalnie bogata w swoich sensach i ciągach. Skala niekonwencjonalnych i repertuarowych zjawisk jest nieprawdopodobna. Żeby wiedzieć, że coś jest fatalne, trzeba zawsze dotrwać do końca, a nuż pojawią się trzy lepsze sekwencje. Teraz mam na tyle rozpoznawalną twarz, że wyjście w środku spektaklu byłoby odczytywane jako afront, podsumował gość RG.

Posłuchaj całej audycji:

dr/mat

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj