Duch ks. Tischnera w Gdyni. „Historia filozofii po góralsku” [RECENZJA]

Plakat Tischner

Pełen humoru spektakl oddający klimat kultury góralskiej i osobowość twórcy tekstu – księdza Józefa Tischnera. Tak widzowie na gorąco oceniali spektakl „Historia filozofii po góralsku” na podstawie książki pod tym samym tytułem. W pełni podzielam takie opinie. Filozofia to temat trudny i często odstraszający. Cóż dopiero mówić o historii filozofii! To przekazywanie myśli ludzi, którzy wiele lat temu zastanawiali się nad sensem życia. Jak uczynić łatwiejszym poznanie takiej wiedzy? Przetłumaczyć na prosty język i dodać zabawne anegdoty. Na ten pomysł wpadł zmarły 15 lat temu ks. prof. Józef Tischner. Teraz adaptację jego jednej z najsłynniejszych książek możemy oglądać w Teatrze Miejski w Gdyni. Udało się na scenę przenieść jej klimat – wiedzę dostępną dla wszystkich, klimat góralski i pełne humoru sytuacje. Jest jednak pewien problem, który przeszkadza w odbiorze. O nim za chwilę.

O wystawieniu „Historii filozofii po góralsku” w Gdyni marzył od lat dyrektor artystyczny sceny Krzysztof Babicki, który był przez dwa lata studentem księdza profesora. Namawiał do wyreżyserowania sztuki Bogdana Cioska, także byłego studenta ks. Tischnera. Jednak ten zgodził się dopiero kiedy przestał odpowiadać za program gdyńskiego Festiwalu Sztuk Współczesnych R@port. Reżyserowi i jednocześnie autorowi adaptacji udało się nie tylko przekazać treść, ale także oddać osobowość autora, o czym powiedział mi po premierze arcybiskup senior Tadeusz Gocłowski.

– Znakomicie przygotowane, a z drugiej strony stoi mi przed oczami Józek, którego znałem przez lata całe. I dzisiaj patrząc na to i słuchając tych tekstów, zdawało mi się, że to on sam mówi – podkreślił abp Gocłowski, który przez 20 lat mieszkał w Krakowie i spotykał się często z ks. Tischnerem. – Józiu, znakomity filozof, ale jednocześnie góral z krwi i kości. Trzeba przyznać, że poza Józkiem, którego słuchałem przez cały czas stale przed oczami miałem góry i górali, choć treść to filozofia. Ta adaptacja dla potrzeb teatru jest po prostu znakomita – podsumował były metropolita gdański.

W przedstawieniu odnajdziemy charakterystyczną dla ks. Tischnera otwartość na człowieka i szacunek dla jego odmiennych poglądów. Nie ma moralizowania, nie ma przemawiania ex cathedra. Najważniejszy jest człowiek, także taki z przywarami i wadami.

Na scenie widzimy górski krajobraz, scena tonie w śniegu, aktorzy mają stylizowane kostiumy. Nie ma jednak przeładowania szczegółami, bo tekst jest najważniejszy. Problem jednak tkwi w tym, że tekst czasem jest niezrozumiały. Aktorzy nie mówią czystą góralską gwarą, ale i tak momentami nie wiadomo co chcą przekazać. Wielu widzów po spektaklu przyznawało, że mają tylko to jedno zastrzeżenie. Ale przedstawienie, mimo tych trudności, polecają innym.

Aktorzy świetnie opanowali gwarę i znakomicie pokazali cechy charakterystyczne dla górali (oceniam to jako mieszkanka Pomorza, a nie znawczyni kultury podhalańskiej). Bogdan Smagacki przemieniał się w różnych filozofów – górali udowadniając, że może zagrać wszystko. Doskonała była Elżbieta Mrozińska jako gaździna. Na tle tej dwójki nieco słabiej wypadła Beata Buczek – Żarnecka jako młoda góralka. Cała trójka zmierzyła się także z trudnym śpiewem z Podhala. Grający na żywo na skrzypcach Krzysztof Jakub Szwarc dodał kropkę nad „i”.

Premiera „Historii filozofii po góralsku” odbyła się 31 stycznia na małej scenie Teatru Miejskiego w Gdyni. Przedstawienie na stałe wchodzi do repertuaru.

Marzena Bakowska


Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj