93. gala rozdania Oscarów tuż tuż. Kto jest nominowany i kto ma największe szanse na nagrody?

Już po raz 93. wieczór zdominuje powtarzane co kilka minut hasło „And the Oscar goes to…”. Tegoroczna ceremonia oscarowa z powodu pandemii została przesunięta o dwa miesiące. Rozpocznie się o godz. 2 w nocy polskiego czasu w Dolby Theater i na dworcu kolejowym Union Station w Los Angeles. Kto z nominowanych – według krytyków i bukmacherów – ma największe szanse wyjechać stamtąd ze statuetką złotego rycerza?

Pandemia odmieniła oblicze tegorocznej stawki oscarowej. W 2020 roku na ekranach nie królowały wystawne superprodukcje (tzw. blockbustery). Ich realizację wstrzymano, a już gotowe filmy najczęściej nie były wprowadzane do kin (poza nielicznymi wyjątkami, jak „Tenet” Christophera Nolana). Wszystko z obawy przed tym, że – z powodu ograniczonej lub niechętnej wizytom w multipleksach widowni – nie zwrócą się wielomilionowe koszty produkcji filmowych widowisk. W tegorocznych nominacjach czystej rozrywki jest więc jak na lekarstwo. Dominuje ambitne kino autorskie, nierzadko zaangażowane społecznie i politycznie.

JEDNOZNACZNY FAWORYT

O najważniejszego Oscara – w kategorii „Najlepszy film” – walczy w tym roku osiem tytułów. Zdecydowanym faworytem jest „Nomadland” reżyserki o chińskich korzeniach Chloé Zhao, zrealizowany na podstawie książki reportażowej Jessiki Bruder. Jego bohaterką jest Fern (w tej roli Frances McDormand) – kobieta po sześćdziesiątce, która po śmierci męża i po zamknięciu fabryki płyt gipsowych, w której pracowała, opuszcza rodzinne miasteczko w Nevadzie. Z powodu problemów ekonomicznych zaczyna żyć jak współczesny nomad, podróżując po Ameryce kamperem z całym swoim dobytkiem. Film dotyka szerszego w Ameryce problemu ludzi „bezmiejscowych”, którzy, pozbawieni domów, żyją wyłącznie z prac dorywczych. Reżyserka zatarła granicę między fabułą a dokumentem, włączając do obsady – w roli mentorów Fern –
prawdziwych nomadów, przemierzających kraj w kamperach i furgonetkach.

„Nomadland” ma za sobą triumfalny pochód festiwalowy i deszcz nagród. We wrześniu 2020 roku wygrał festiwal w Wenecji, otrzymując Złotego Lwa. Potem spłynęły na niego m.in. Złote Globy, nagrody BAFTA i wyróżnienia branżowych gildii. Powszechnie typuje się go więc na pewnego zwycięzcę 93. gali rozdania Oscarów. Także Chloé Zhao traktowana jest jako główna kandydatka do wygranej w kategorii reżyserskiej. Byłaby to spora sensacja, bo w całej historii Oscarów kobiety były nominowane za reżyserię tylko pięć razy, a nagrodę otrzymała zaledwie jedna z nich – Kathryn Bigelow za film „The Hurt Locker: W pułapce wojny” z 2008 roku. Na etapie nominacji kobiety zostały zresztą w tym roku docenione w bezprecedensowy sposób, zdobywając aż 76 wskazań, w tym drugą w kategorii „Najlepszy reżyser” – dla debiutantki Emerald Fennell za film „Obiecująca. Młoda. Kobieta”.

HISTORIA HOLLYWOOD, #METOO I DEMENCJA

Teoretycznie najwięcej szans na Oscary (rekordowa liczba 10 nominacji) ma wyprodukowany przez Netflix czarno-biały „Mank” Davida Finchera, opowiadający o kulisach powstawania kultowego „Obywatela Kane’a”. Bohaterem opowieści jest jego scenarzysta Herman Mankiewicz, a film odtwarza czasy złotej ery Hollywood lat 30. i 40. – zarówno stylistycznie, jak i pod względem atmosfery i towarzyskich uwikłań. Pod płaszczykiem sentymentu i kinofilskich smaczków „Mank” dekonstruuje mit Fabryki Snów, obnażając hipokryzję ówczesnej elity świata filmowego, która często cyniczne wykorzystywała kino jako narzędzie manipulacji i propagandy.

Ważnym filmem tegorocznej stawki jest z pewnością „Obiecująca. Młoda. Kobieta” – poprowadzona w przerysowanej, momentami komiksowej i teledyskowej konwencji kina zemsty opowieść o ważnym współczesnym problemie: molestowaniu seksualnym i tzw. kulturze gwałtu. Tym mianem określane są seksistowskie zachowania i schematy myślenia, które stawiają napastowaną kobietę w roli osoby współwinnej, a mężczyznom dają przyzwolenie na przekraczanie jej intymnych granic, mimo często jasno deklarowanego sprzeciwu. Debiut reżyserski Emerald Fennell jest gatunkowo wystylizowanym, duchowym spadkobiercą ruchu #MeToo.

O Oscara dla najlepszego filmu bije się też kameralny dramat „Ojciec” z 83-letnim Anthonym Hopkinsem w roli głównej. Film jest próbą wejścia w głowę osoby chorej na demencję, która gubi się w rozpoznawaniu rzeczy i ludzi i dla której codzienne funkcjonowanie staje się horrorem.

PROBLEMY RASOWE I SYTUACJA MNIEJSZOŚCI

Ważny w tym roku wątek rasowy najmocniej reprezentuje „Judasz i Czarny Mesjasz”. Film przenosi widzów do 1969 roku i opowiada historię Freda Hamptona, charyzmatycznego mówcy i wiceprzewodniczącego Czarnych Panter w Chicago, którego FBI oskarża o terroryzm. Wśród członków organizacji walczącej o prawa czarnoskórych Amerykanów śledczy pozyskują informatora – tytułowego Judasza, którego szantażem zmuszają do współpracy i działania przeciwko swojemu liderowi.

Wątek rasowy częściowo obecny jest też w „Procesie Siódemki z Chicago” Aarona Sorkina – reżysera znanego z kaskad błyskotliwych dialogów. To świetna pożywka dla trzymającego w napięciu dramatu sądowego, który wraca do głośnego procesu z 1968 roku. Na ławie oskarżonych zasiedli wtedy przywódcy pokojowych demonstracji przeciwko wojnie w Wietnamie, które zostały brutalnie stłumione przez policję. Republikańska władza, która przejęła kontrolę nad sądami, zorganizowała buntownikom proces, będący jaskrawym zaprzeczeniem sprawiedliwości.

Wśród tegorocznych filmów nie zabrakło też głosu na temat przyjmowania imigrantów i pozycji mniejszości (w tym przypadku azjatyckiej) w amerykańskim społeczeństwie. Ten temat podejmuje film „Minari” Lee Isaaca Chenga – opowieść o koreańskiej rodzinie, która w latach 80., w poszukiwaniu własnego amerykańskiego snu i nowego startu w życiu, przenosi się do Stanów Zjednoczonych. Inspirowana doświadczeniami reżysera historia skupia się na trudach asymilacji i zderzeniu kultur. Członkowie rodziny, którzy szukają lepszego miejsca do życia, zderzają się z nie zawsze przyjaznym otoczeniem, ale też muszą postawić sobie fundamentalne pytania o własną tożsamość.

Na tym tle osobną, skromną i niezależną historią wydaje się „Sound of Metal” Dariusa Mardera – to losy perkusisty Rubena, który z dnia na dzień traci słuch. Bohater, który żyje z grania koncertów ze swoją dziewczyną (wokalistką), początkowo nie może pogodzić się z utratą zmysłu, która wywraca jego życie do góry nogami. Z czasem jednak próbuje ułożyć swój świat na nowo, w ośrodku dla głuchoniemych. Wielkim atutem filmu jest jego strona dźwiękowa, która imituje sposób, w jaki główny bohater odbiera rzeczywistość (nagroda za dźwięk wydaje się murowana). Dzięki temu widzowie mogą lepiej odczuć dramat Rubena.

TRZECI POŚMIERTNY OSCAR AKTORSKI?

Wyjątkowo wyrównana jest w tym roku rywalizacja w kategoriach aktorskich. W walce o Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego faworytem jest Chadwick Boseman – za kreację w filmie „Ma Rainey: Matka bluesa”. Zmarły w ubiegłym roku na raka aktor dał popis straceńczej energii, grając czarnoskórego trębacza, który ma niepohamowany apetyt na życie. W latach 20. XX wieku możliwości realizacji jego talentu są jednak bardzo ograniczone.

Byłby to trzeci aktor nagrodzony Oscarem pośmiertnie, po Peterze Finchu i Heathcie Ledgerze. Argumenty emocjonalne przemawiają za tym rozstrzygnięciem, choć trudno zignorować konkurencję w postaci Anthony’ego Hopkinsa (najstarszego aktora w historii nominowanego w tej kategorii, niedawno nagrodzonego BAFTĄ) w roli coraz bardziej bezradnego, ale trudnego dla otoczenia ojca z zanikami pamięci, a także Riza Ahmeda, czyli Rubena z „Sound of Metal”. Brytyjczyk o pakistańskich korzeniach na potrzeby filmu nauczył się języka migowego i podstaw gry na perkusji.

SIŁA KOBIET

Równie zacięta rozgrywka zapowiada się w kategorii „Najlepsza aktorka pierwszoplanowa”. Łeb w łeb idą tu Frances McDormand za rolę w „Nomadland” i Carey Mulligan jako dziewczyna, która co weekend, udając pijaną, uwodzi mężczyzn w klubach, a potem daje im nauczkę. Wielu krytyków uważa jednak, że na czoło stawki wysuwa się Viola Davis jako czarnoskóra legenda bluesa Ma Rainey, w której zachowaniu odbijają się lata upokorzeń i ciągła walka o godność.

Bukmacherzy nie skreślają też Andry Day za rolę w filmie biograficznym o Billie Holiday. Najmniejsze szanse dają Vanessie Kirby. W „Cząstkach kobiety” jej bohaterka musi poradzić sobie z żałobą po stracie dziecka, które nie przeżyło porodu.

POLSKIE AKCENTY

W tym roku polskich akcentów w wyścigu oscarowym nie ma niestety zbyt wiele. Na pewno warto jednak trzymać kciuki za Dariusza Wolskiego, autora zdjęć do filmu Paula Greengrassa „Nowiny ze świata”, z Tomem Hanksem w roli głównej. Doświadczony operator, obecny w Hollywood od dawna i mający za sobą współpracę m.in. z Ridleyem Scottem i przy realizacji „Piratów z Karaibów”, popisał się zdjęciami, które – często z lotu ptaka – pokazują rozdartą i pooraną bliznami Amerykę tuż po zakończeniu wojny secesyjnej. W kamerze Wolskiego to kraj wolności, symbolizowanej przez bezbrzeżne prerie, ale też podziałów i brutalności. Według krytyków i bukmacherów nasz rodak nie jest jednak faworytem do Oscara za zdjęcia.

W tegorocznych nominacjach pojawił się też mało oczywisty polski akcent. Nominowany w kategorii „Najlepszy aktor drugoplanowy” 73-letni Paul Raci – wcielający się w głuchoniemego terapeutę w ośrodku dla uzależnionych w filmie „Sound of Metal” – to tak naprawdę Paul Racibożyński, wychowany przez głuchych rodziców, Polaków z pochodzenia. Jego poorana zmarszczkami twarz uwiarygodnia stoickie mądrości, które mają pomóc miotającemu się głównemu bohaterowi odnaleźć spokój i harmonię ze światem.

 

Marcin Mindykowski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj