Kartka z Francji: Euro zakończone po raz trzeci

Już po raz trzeci z turniejem mistrzostw Europy pożegnała się w czwartek reprezentacja Polski. Po europejskim debiucie na boiskach Austrii i Szwajcarii w 2008 roku oraz wspaniale zorganizowanym Euro w Polsce i na Ukrainie, przyszedł czas na Paryż i Lazurowe Wybrzeże – Euro 2016 we Francji.
Po raz trzeci z Euro pożegnali się Polacy, trzeci raz pożegnałam się też ja – z tą tylko różnicą, że dla mnie trzykrotnie zakończyło się właśnie Euro 2016.

LOT DO RZECZYWISTOŚCI: POŻEGNANIE PIERWSZE

Po raz pierwszy rozstałam się z Euro w ubiegłą niedzielę na lotnisku w Paryżu, gdy po prawie 2-tygodniowym wyjeździe nadeszła pora na spakowanie walizki i powrót do domu. Powroty z wakacji zazwyczaj są ciężkie, ale osobiście jestem zdania, że im intensywniejszy był wyjazd, tym trudniej jest funkcjonować po powrocie.

Dla mnie Francja 2016 to 13 dni, przejechanych na miejscu ponad 2375 kilometrów, 7 odwiedzonych miast, 3 mecze na żywo oraz niezliczona ilość nowo poznanych ludzi. Wyjazd najpiękniejszy i najbardziej kompletny ze wszystkich! Ani sekunda nie została w jego trakcie zmarnowana, a widoków, jakie widziały moje oczy i emocji, jakimi wraz z siostrą żyłam przez te prawie 2 tygodnie, pewnie nigdy nie będę potrafiła zapomnieć.

Były niespodzianki – jak bilet na mecz Polski z Niemcami, bez którego jechałyśmy do Francji, ale też ogromna sympatia Francuzów i ich zachwyty nad naszą reprezentacją. Były łzy wzruszenia, jak wtedy, gdy w oddali od zgiełku i tłumów ludzi przyszło nam ściskać kciuki za Polaków w meczu ze Szwajcarią, oglądając go w bazie Hiszpanów, na maleńkiej Wyspie Ré. Były też nieograniczone godziny radości i śmiechu, m.in. w towarzystwie poznanych na miejscu, fantastycznych kibiców.

LA ROJA JUŻ NIE TAŃCZY: POŻEGNANIE DRUGIE

„España hey hey,
cantamos gol gol,
España hey hey,
La Roja baila!”

– tak brzmi refren oficjalnej piosenki reprezentacji Hiszpanii na Euro 2016. Ostatni wers mówi o tańczącej La Roja, która w rytm flamenco miała obronić tytuł i zdobyć trzecie z rzędu mistrzostwo Europy. Miała, bo od poniedziałku Hiszpanie tańczą już u siebie, na urlopach regenerując siły przed kolejnym sezonem.

Wyspę Ré opuszczałam tego samego dnia, co podopieczni Vicente Del Bosque: drużyna leciała do Paryża na mecz z Włochami, ja – do domu. W niedzielę o świcie, na dworcu w La Rochelle – miejscowości najbliżej położonej od Île de Ré już poza wyspą – do odjeżdżającego o 7:34 pociągu do Paryża wsiadło mnóstwo hiszpańskich dziennikarzy, żartujących, że na wyspę mogą nie wrócić. Wrócić faktycznie – nie wrócili. I wciąż napełnia mnie to delikatną nostalgią, że żegnałam się z Euro 2016 dokładnie dzień przed tym, gdy na dobre żegnali się z turniejem także Hiszpanie.

LEWY VS CRISTIANO: POŻEGNANIE TRZECIE

„Hiszpania jedzie do domu, ale zostaje przecież Polska!”, dodawałam sobie otuchy w poniedziałek, po fatalnym meczu i kompletnej niemocy Hiszpanów przeciw Włochom. Euro? Euro zatem dalekie jest od zakończenia!

A u nas pięknie. Najpierw zaskoczenie pewnym wyjściem z grupy – zaskoczenie, bo z kartki papieru można było wnioskować jedno, a po meczu z Irlandią Północną i czasie, jakiego potrzebowaliśmy na strzelenie Irlandczykom bramki – zupełnie co innego. A później? Później jeszcze piękny pokaz spokoju i pewności siebie w serii rzutów karnych w meczu ze Szwajcarią.

Niestety, te wyszły nam na Euro 2016 tylko raz. W grze zatem pozostaje szczęśliwy w końcu Cristiano Ronaldo, a my zabieramy do domu historyczne osiągnięcie – szybko, szybciutko, zanim ktoś nam powie, że ćwierćfinał nam się przyśnił i należy pozostawić go przechodząc przez odprawę celną na lotnisku. Pozostawiony nie został – doleciał wczoraj bezpiecznie i szczęśliwie, i wyznaczył nowy etap polskiej piłki nożnej. Taką miejmy nadzieję!

Pożegnania z turniejami bywają ciężkie, bez względu na to, czy żegna się je trzy razy, czy tylko raz. A najbardziej i tak będzie nam wszystkim Euro brakowało wtedy, gdy już całkiem się ono zakończy. Do wtedy, z Polską w grze czy bez, emocji do przeżycia pozostaje jeszcze wiele. Zatem – jakby to powiedzieli Francuzi: vive le football!

Ania Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj