Arka Gdynia nie przerwała serii meczów bez zwycięstwa na własnym stadionie. Żółto-niebiescy w ostatnim meczu w tym roku na własnym stadionie przegrali z Jagiellonią Białystok 2:3, chociaż dwukrotnie obejmowali prowadzenie. Negatywnym bohaterem spotkania był sędzia Szymon Marciniak.
Trener Grzegorz Niciński zaskoczył przy ustalaniu wyjściowego składu. Po raz pierwszy w tym sezonie szansę, by pokazać się od pierwszej minuty, otrzymał do tej pory trzeci w hierarchii napastników Rafał Siemaszko. W bramce stanął Pavels Steinbors, który w poprzedniej kolejce zaliczył ligowy debiut w żółto-niebieskich barwach. W jedenastce znalazł się także Paweł Wojowski, który wcześniej w ekstraklasie spędził na boisku łącznie 91 minut.
W Jagiellonii, którą prowadził zastępujący zawieszonego Michała Probierza Krzysztof Brede, notabene były zawodnik Arki, także zaszły zmiany w składzie. Przede wszystkim zabrakło pauzującego za żółte kartki Tarasa Romańczuka, a na ławce znalazł się lider zespołu Konstantin Vassiljev.
POCZĄTEK SPOKOJNY
Początek spotkania był spokojny, ale po upływie pierwszego kwadransa Arka włączyła wyższy bieg i agresywnie ruszyła na przeciwnika. Jagiellonia przez kilka minut miała bardzo duże problemy z opuszczeniem własnej połowy. Gra toczyła się w okolicach szesnastki gości.
W 25. minucie piłkę z prawego skrzydła zacentrował Yannick Sambea Kakoko, a akcję wykończył Antoni Łukasiewicz otwierając wynik spotkania. Stracony gol podziałał na Jagiellonię mobilizująco i goście opowiedzieli niemal bliźniaczą akcją. W 29. minucie z lewej flanki dośrodkował były Arkowiec Piotr Tomasik, a do piłki najwyżej wyskoczył Fiodor Cernych, który nie dał szans Steinborsowi.
ŻÓŁTO-NIEBIESCY PROWADZILI, ALE…
W 36. minucie żółto-niebiescy znów prowadzili. Tym razem piłkę z lewej strony płasko w pole bramkowe posłał Tadeusz Socha, a ta dość przypadkowo odbiła się od nogi Rafała Siemaszko i wpadła do siatki. W końcówce pierwszej połowy Siemaszko miał znakomitą okazję, by ustrzelić dublet. Znalazł się sam na sam z Marianem Kelemenem, ale dał się zepchnąć na bok pola karnego, bramkarz Jagiellonii skrócił kąt i skutecznie wybronił uderzenie.
Od początku drugiej połowy na boisku po stronie gości pojawił się rekonwalescent Konstantin Vassiljev. W 63. minucie pierwszej zmiany dokonał Grzegorz Niciński. Za Siemaszkę pojawił się Mateusz Szwoch i zajął miejsce w murze. Wcześniej sędzia Szymon Marciniak odgwizdał faul i po zmianie Vassiljev wykonał rzut wolny. Z lewego skrzydła bliżej linii końcowej wrzucił na głowę Tomelina, który wpisał się na listę strzelców.
WIELKA KONTROWERSJA
Kwadrans przed końcem doszło do wielkiej kontrowersji. Kiedy Jagiellonia wyprowadzała szybki atak, Tadeusz Socha, próbując powstrzymać Cernycha, wybił piłkę spod nóg litewskiego pomocnika. Sędzia Szymon Marciniak, ku zdziwieniu kibiców zgromadzonych na stadionie przy Olimpijskiej i zawodników gospodarzy, dopatrzył się celowego zagrania obrońcy Arki. Sytuację zinterpretował jako podanie defensora do bramkarza.
W konsekwencji Jagiellonia otrzymała rzut wolny pośredni z piątego metra pola karnego. Stały fragment gry wykonał Piotr Tomasik, który najpierw dotknął piłki, ale nie zagrał jej w kierunku szykującego się do strzału Vassiljeva. Arkowcy zareagowali wybiegnięciem z bramki w celu zablokowania uderzenia. Sędzia jednak podjął kolejną kontrowersyjną decyzję zatrzymując grę i nakazując wznowienie rzutu wolnego.
Według przepisów, w momencie, kiedy zawodnik Jagiellonii dotknął piłki, zawodnicy gospodarzy mieli prawo ruszyć do futbolówki. Tymczasem arbiter kolejny raz zaskoczył wszystkich, przerywając grę. Przy okazji powtórki rzutu wolnego Tomasik podał do Vassiljeva, a reprezentant Estonii mocnym strzałem wpakował piłkę pod porzeczkę gdyńskiej bramki ustalając wynika spotkania na 3:2 dla Jagiellonii, która odzyskała fotel lidera. Arka po 19 kolejkach zajmuje dziewiąte miejsce ze stratą dwóch punktów do ósmej w tabeli Wisły Kraków.
W następnej kolejce Arka zmierzy się w meczu wyjazdowym ze Śląskiem Wrocław. To spotkanie w najbliższą niedzielę. Początek o 15:30.
mh/mar