VARiacje derbowe. Kontrowersje i przepychanki pogodził Flavio wspaniałą końcówką

Gruchotały kości, odwoływano się do VAR-u, ale pięknej piłki zabrakło. Derby Trójmiasta były popisem gry zapaśniczej, nerwów i festiwalu błędów. I gdy wydawało się, że wszystko skończy się remisowo, wszystkich uciszył Flavio Paixao, zdobywając jedyną bramkę meczu.
Trener Adam Owen przed meczem tryskał optymizmem, zresztą poparcie miał także w historii – Arka nigdy w Ekstraklasie nie wygrała derbów z Lechią. Ale okoliczności dla żółto-niebieskich były przed spotkaniem derbowym wyjątkowo sprzyjające. Gdynianie przegrali wprawdzie 0:2 w Warszawie z Legią, ale wcześniej zanotowali 7 meczów z rzędu bez przegranej. Lechia natomiast upokorzyła się u siebie z Koroną do tego stopnia, że fani biało-zielonych nie wytrzymali ciśnienia i zagrozili – w przypadku derbowej porażki – rozwiązaniami siłowymi. Przekaz nie tylko medialny był więc jasny – Arka była faworytem derbów.

Z AGRESJĄ, ALE BEZ PIŁKI

Złośliwości derbowych nie uniknięto w piątkowy wieczór – już pierwsza sytuacja skończyła się urazem nosa Patryka Kuna po starciu z Augustynem. Chwilę później spięcie między Siemaszką a Stolarskim rozwiało wątpliwości – kibice oglądali temperaturę w stanie wrzenia. Jakości piłkarskiej jednak w pierwszych 45 minutach po prostu nie było. Lechia dłużej utrzymywała się przy piłce, Arka w akcjach ofensywnych była bardziej konkretna. Całość pierwszej połowy przypominał pojedynek ślepego z kulawym. Do przerwy w tej niefortunnej walce 0:0, a w strzałach 1:1. Utkanie jedynie dwóch strzałów przez 45 minut meczu takiej wagi jest najwymowniejszym komentarzem. 

GDZIE JEST VAR?

Wykrzykiwane w przerwie przez Adama Marciniaka „gdzie jest VAR?”, w kontekście dyskusyjnej sytuacji w polu karnym Kuciaka, niczego nie zmieniło. Sędzia „wapna” nie podyktował, co tylko zwiększyło ciśnienie na murawie. Do wideo weryfikacji odwołano się za to w drugiej części, kiedy Marco Paixao po dośrodkowaniu Rafała Wolskiego zdobył, jak się później okazało, nieuznanego gola. 

DRUGA „KOPIĄ” PIERWSZEJ

54. minuta powinna służyć za obrazek całego meczu. Lechia straciła piłkę w środku pola po fatalnym podaniu, a przejmujący ją Marcus da Silva… kopnął w kolegę z drużyny. Tym podobnymi zagraniami obie jedenastki testowały cierpliwość kibiców aż do 93. minuty spotkania. 

W tym spektaklu chaosu i pomyłek, warto wyróżnić dwóch zawodników z obu zespołów. W polu bardzo chciało się Rafałowi Wolskiemu, który wypracował nawet słusznie nieuznanego gola. W ekipie gospodarzy zaś kilka razy przytomnie zachował się Pavels Steinbors, choć poza incydentalnymi wypadami gdańszczan, również nadmiernie się nie napracował. Flavio Paixao to jeden z najczęściej faulujących i najczęściej faulowanych zawodników Ekstraklasy. Ale szczęśliwie dla Lechii, w Gdyni był także tym jedynym trafiającym do bramki rywali. W 93. minucie wykazał się wspaniałym instynktem i wydłużył do 9 serię Arki bez zwycięstwa nad Lechią w Ekstraklasie.

Można żałować, że 15 tysięcy ludzi na stadionie i dziesiątki tysięcy przed telewizorami oglądało tak ubogi w sportowe wrażenia mecz. Najwyraźniej temperatura meczu przerosła 22 zawodników na boisku, lecz los nie obdzielił ich sprawiedliwie. Wynik inny niż podział punktów po takiej grze i przy założeniu, że w pierwszej połowie nie przyznano karnego Arce, jest oczywistą niesprawiedliwością.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj