Czarny Piątek Lechii w Krakowie. Gdańszczanie przegrali po karnym, ale na własne życzenie

Lechia na własne życzenie przegrała z Cracovią 1:2. Gdańszczanie prowadzili, ale najpierw stracili bramkę, potem dali się zdominować, a w doliczonym czasie gry stracili decydującą bramkę po rzucie karnym. Spotkanie w Krakowie to mecz dwóch drużyn, dla których ten sezon jest dużym lub bardzo dużym rozczarowaniem. Trudno określić, dla kogo większym, bo choć to Lechia była w zeszłych rozgrywkach w czołówce, a Cracovia biła się o utrzymanie, to w Krakowie bardzo wiele spodziewano się po przyjściu Michała Probierza, a jak na razie „Pasy” zawodzą.

BŁYSK PESZKI, I TYLE

Rozczarowaniem można również, przynajmniej na razie, określić ten sezon w wykonaniu Sławomira Peszki, który większą część stracił przez kontuzję. Reprezentant Polski do gry wrócił w zeszłej kolejce, a już w tej pokazał, dlaczego w Gdańsku tak bardzo za nim tęskniono. To on błysnął, kiedy biało-zieloni wydawali się bezradni. W drugiej połowie zmienił Patryka Lipskiego, pomknął lewą stroną i potężnym strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Grzegorzowi Sandomierskiemu.

Pierwsza połowa meczu to, podobnie jak forma drużyn na początku sezonu, rozczarowanie. Lechia raz trafiła w słupek, Cracovia postraszyła mocnym uderzeniem w końcówce pierwszych czterdziestu pięciu minut, ale tylko na tyle stać było oba zespoły. Emocji i jakości było jak na lekarstwo.

JAKOŚĆ I DOMINACJA CRACOVII

Peszko dał impuls, ale Lechia nie potrafiła utrzymać prowadzenia nawet dziesięć minut. Znów pojawia się słowo klucz – rozczarowanie. To i tak bardzo łagodny sposób na opisanie tego, jak Krzysztofa Piątka w polu karnym kryli Grzegorz Wojtkowiak i Błażej Augustyn. Napastnik mmiał mnóstwo miejsca i spokojnie głową pokonał Dusana Kuciaka. Słowak nie miał szans na skuteczną interwencję, ale już chwile później mógł zostać pokonany po raz drugi. Tym razem pokazał jednak wielką klasę i wybił futbolówkę na rzut rożny.

To, czego nie zrobiła Lechia, udało się Cracovii. Po strzelonym golu „Pasy” zaczęły oblężenie bramki gości i dobrze wykorzystywały bardzo słabą obronę Lechii. W jednej akcji Fink nawinął dwóch obrońców gdańszczan, którzy postawili na prosty środek – wślizg. Gospodarze największe zagrożenie stwarzali po dośrodkowaniach w pole karne – po jednej z takich prób Szczepaniak trafił w słupek. Jedyną bronią Lechii były marne próby kontrataków, które nie mogły realnie zagrozić krakowianom. Ci raz po raz atakowali i ich upór został nagrodzony. Daniel Łukasik wślizgiem powalił w polu karnym Hernandeza i choć sędzia nie wskazał na „wapno”, to po weryfikacji przyznał gospodarzom „jedenastkę”, którą skutecznie wykorzystał Piątek.

PORAŻKA NA WŁASNE ŻYCZENIE

Biało-zieloni do Krakowa jechali podbudowani dwoma zwycięstwami z rzędu i awansem na 9. miejsce w tabeli. Na fali entuzjazmu mieli pokonać Cracovię, a zamiast tego dali się stłamsić. W pierwszej połowie rozczarowali, a w drugiej nie potrafili utrzymać prowadzenia i na własne życzenie przerwali „passę” dwóch wygranych z rzędu.

Cracovia – Lechia Gdańsk 2:1 (0:0)

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj