Rocky Balboa nie powstydziłby się postawy Arki z meczu z Koroną. Gdynianie byli osaczeni, gospodarze raz po raz atakowali i wydawało się, że za chwilę złamią obronę żółto-niebieskich. Wtedy, jak w filmie, zespół Leszka Ojrzyńskiego najpierw sprowadził rywali do parteru golem Siemaszki, a po przerwie poprawił z rzutu wolnego i znokautował potężnym strzałem Szwocha. „Banda Świrów” wróciła do Kielc w roli gości i wygrała 3:0. Jeszcze przed meczem analizowaliśmy, że kluczem do zdobycia punktów będzie defensywa. Potwierdził do Leszek Ojrzyński, który środek pola skonstruował z Łukasiewicza, Nalepy, Dancha i Szwocha, czyli niekoniecznie najbardziej finezyjnego kwartetu w lidze. I zgodnie z przewidywaniami to Korona przeważała. Raz po raz gospodarze bombardowali bramkę Steinborsa strzałami Cvijanovicia, Rymaniaka czy Soriano, ale albo uderzali niecelnie, albo na posterunku był Łotysz. Goście odpowiedzieli uderzeniami po szybkich kontratakach, ale tego dnia najbardziej skuteczne był proste rozwiązania. Długa piłka z obrony w stronę Rafała Siemaszki, błąd Gostomskiego i piękny lob napastnika żółto-niebieskich wyprowadził Arkę na prowadzenie. W Kielcach zapachniało niespodzianką, bo do tej pory to gdynianie wyglądali jak bokser, który chwieje się i opiera o liny, a nagle wyprowadził potężny sierpowy ścinający rywala z nóg.
MOŻDŻEŃ ZNÓW TRAFIŁ PO WOLNYM
Korona nie byłaby jednak tak wysoko w tabeli, gdyby nie potrafiła odrabiać strat. Gospodarze spokojnie dalej grali swoje i wciąż dochodzili do dobrych sytuacji, ale przed przerwą nie zaskoczyli rywali. Po powrocie nie zdążyli jeszcze jakkolwiek zaatakować, a już przegrywali 0:2. Warcholak z całych sił „huknął” z rzutu wolnego, piłkę trącił znany z dobrego uderzenia z dystansu Mateusz Możdżeń, zmylił Gostomskiego i futbolówka wpadła do siatki. Dwubramkowe prowadzenie, czyli według Czesława Michniewicza najbardziej niebezpieczny wynik. To mogłaby być szansa dla kielczan, którzy przez dziesięć minut mogli jeszcze wierzyć w odwrócenie losów meczu, zwłaszcza że już raz w tym sezonie takiej sztuki dokonali.
KOMANDOS SZWOCH
I pewnie gospodarze powalczyliby jeszcze o doprowadzenie do remisu, gdyby nie pocisk rakietowy ziemia-powietrze, który w stronę bramki rywala posłał Mateusz Szwoch. Pomocnik uderzył tak, że nie było co zbierać. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do bramki. Próba interwencji w tej sytuacji mogła grozić poważną kontuzją. 3:0, nokaut. Korona mogła zapomnieć o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej.
TAKTYKA SKROJONA NA MIARĘ
Oczywiście Korona nie byłaby sobą gdyby nie walczyła do końca, ale przy tak dysponowanej Arce i przy takiej nieskuteczności złocisto-krwistych, mecz mógł skończyć się tylko jedynym rozstrzygnięciem. To najwyższe w tym sezonie wyjazdowe zwycięstwo gdynian, którzy po słabym meczu z Wisłą Płock, zagrali dokładnie tak jak powinni. Nie starali się dominować, nie próbowali konstruować ataków pozycyjnych. Wykorzystali błędy gości, szczyptę szczęścia, którą mieli i błysk geniuszu Szwocha. Dzięki temu zwycięstwu Arka, przynajmniej do niedzieli, będzie na szóstym miejscu w tabeli, a jej przewaga nad strefą spadkową wynosi aż dziesięć punktów.
Korona Kielce – Arka Gdynia 0:3 (0:1)