Pomocnik Arki Gdynia zdobył w Kielcach pierwszą od prawie 20 miesięcy bramkę z gry. Pomogła mu zmiana pozycji ze środkowego pomocnika na skrzydłowego. – Fajnie, że w końcu dało się trafić do bramki z gry. Jesteśmy rozliczani ze statystyk. Dlatego poczułem ulgę. Wyjdę na mecz z Górnikiem i znów będę chciał strzelić gola – nie ukrywa 24-letni piłkarz. Uderzał z rzutów wolnych, sprzed i z pola karnego, z dalszej i bliższej odległości, czasem po jego strzałach piłka mijała bramkę o centymetry, ale za każdym razem nie chciała do niej wpaść. Wyjątek stanowiły sytuacje, w których Mateusz Szwoch ustawiał futbolówkę na jedenastym metrze. Kiedy leżała na „wapnie”, a w jej pobliżu nie było żadnego rywala, tylko stojący na linii bramkarz, wówczas Szwoch po usłyszeniu gwizdka był bezbłędny. Do meczu w Kielcach wszystkie gole, jakie zdobył w ekstraklasie, padły wyłącznie z rzutów karnych.
– Tak sobie pomyślałem. Fajnie, że w końcu dało się trafić do bramki z gry. W końcu tego wymaga się od ofensywnych piłkarzy, a właśnie tak byłem ustawiony w Kielcach. Jesteśmy rozliczani ze statystyk. Dlatego poczułem ulgę. Wcześniej brakowało nieco umiejętności czy szczęścia. Składa się na to wiele czynników. W Kielcach piłka mogła pójść dwa centymetry w prawo i wówczas odbiłaby się od słupka i wróciła na boisk – mówi Szwoch.
ZNÓW BŁYSZCZY
Na boiskach pierwszej ligi Szwoch był jednym z niekwestionowanych liderów Arki. Wyróżniał w zdecydowanej większości spotkań, a jego techniczna gra nadawała ofensywnej jakości zespołowi. W Gdyni zawsze czuł się swobodnie, czego nie można powiedzieć o Warszawie. W Legii z różnych względów nie potrafił rozwinąć skrzydeł, ale w żółto-niebieskich barwach wyraźnie odżywał. Trudny monet spotkał go na początku tego sezonu, kiedy po kolejnym powrocie do Arki miał problem ze znalezieniem formy. Bywały mecze, w których był kompletnie niewidoczny. Brakowało podań, strzałów, wpływu na grę drużyny, jaki powinien mieć zawodnik grający na pozycji ofensywnego pomocnika.
Szwoch nie jest tytanem pracy w defensywie, a obrona to fundament, na którym zespół buduje Leszek Ojrzyński. Być może zawodnikowi lubującemu się w grze ofensywnej trudno było dopasować się do taktyki preferowanej przez nowego szkoleniowca. Poza tym w drużynie natrafił na silną konkurencję, a w odbudowaniu dobrej dyspozycji nie pomagała także presja kibiców. Część z nich podważała zasadność ponownego ściągnięcia Szwocha do klubu. 24-letni pomocnik rozpędzał się bardzo wolno zanim wszedł na swoje normalne obroty. Zamiast biegać po murawie, częściej siedział na ławce rezerwowych. Od 12. kolejki i remisowego meczu w Niecieczy, w którym zdobył bramkę z rzutu karnego, regularnie gra po 90 minut.
ZMIANA POZYCJI DAŁA GOLA
Przeciwko Koronie zadebiutował na nowej dla siebie pozycji. Trener Leszek Ojrzyński ustawił Szwocha na prawej pomocy i okazało się, że było to bardzo dobre posunięcie. Największym atutem wychowanka Borowiaka Czersk na pewno nie jest szybkość, a ta bardzo przydaje się na boku pomocy. Szwoch ma jednak inne zalety, takie jak precyzyjne dośrodkowanie czy strzał sprzed z dystansu. – Całe życie grałem tuż za napastnikiem i tam czuję się najlepiej. Ale w Arce nie mamy takiej pozycji, dlatego też pokazuję, że potrafię zagrać na środku czy na skrzydle. Nie robi mi to większej różnicy – zapewnia.