Lekko, gładko i przyjemnie. Trefl Sopot wygrywa i ponownie aspiruje do play-off

Tylko dwa miejsca dzieliły oba zespoły w tabeli przed sobotnim spotkaniem. Ale na parkiecie absolutnie wyrównanej walki nie było widać. Trefl dominował w każdym elemencie, by w połowie drugiej kwarty mieć już 20 punktów przewagi. Ostatecznie wygrał 90:76 z Rosą po bardzo dobrym występie Steve’a Zacka.

Przewaga gospodarzy nie podlegała dyskusji przez trzy i pół kwarty. Wpłynęło to na atmosferę meczu, która przestała być napięta już po 15 minutach. Na trybunach Ergo Areny trwał piknik jak na rybach, czekano tylko na ostateczny wymiar kary.

ZŁY „KAMYK”

W przerwie po drugiej kwarcie należało współczuć tym, którzy pojawili się na linii wzroku trenera gości, Wojciecha Kamińskiego. Popularny „Kamyk” był wściekły na postawę zawodników swojego zespołu, zresztą miał ku temu uzasadnione powody. 35 procent skuteczności z gry i uwaga, niechlubne, rekordowe 1/15 (6,7 procent) za trzy, zwiastowały łatwą drugą połowę dla Trefla.

NIEOMYLNY ZACK

O zupełnie inne cele walczyli gospodarze, skupiając się już nie tyle na pokonaniu rywala, co na indywidualnych popisach swoich zawodników. Celem samym w sobie podkoszowego Trefl Steve’a Zacka stało się zniwelowanie „pudeł” do minimum. We wcześniejszym meczu (TUTAJ PISALIŚMY O TYM) osiągnął 100 procentową skuteczność zarówno rzutów z gry jak i rzutów wolnych. Do przerwy przeciwko Rosie powtórzył ten wyczyn – 4/4 z gry.

Ale Filip Dylewicz i spółka dekoncentracją i grą „na stojąco” w ostatniej kwarcie zapewnili kibicom dreszczyk emocji. W pewnym momencie przewaga stopniała do 8 punktów. Wówczas sztab szkoleniowy sopocian wziął przerwę, poinstruował swoich zawodników, a ci błyskawicznie przypomnieli sobie jak wyglądały poprzednie odsłony spotkania i ostatecznie mecz zakończyli pokaźnym zwycięstwem 90:76. Znów imponował skutecznością podkoszowy Steve Zack, który zdobył 16 punktów z 72-procentową skutecznością. 

ROSA TYLKO Z NAZWY

Drużyna gości kompletnie się rozsypała po odejściu w połowie lutego Kevina Puntera. Jeszcze w styczniu, podczas meczu Asseco – Rosa, pisaliśmy o nim: „Po przeciwnej stronie stał szybki i zwinny Kevin Punter – wchodził bezkarnie pod kosz, łapał na faulu Żołnierewicza, zdobywając punkty po akcji 2+1. (wówczas 24:8 dla gości). O tym, że jest to nieprzypadkowy wyczyn, niech świadczy fakt, że Punter w 2016 roku „powąchał” parkietów NBA, występując w letniej lidze dla Minessoty Timberwolves”.

MARSZ W GÓRĘ?

Dziś Puntera już w Radomiu nie ma, tak jak w Sopocie nie ma lidera Nikoli Markovicia. Ale w klubowych gabinetach sopockiego zespołu konsekwentnie mówi się o marszu w górę tabeli i zespół w to wierzy. By tak się stało, trzeba pokonywać rywali bezpośrednio walczących o play-offs. Podopieczni Marcina Klozińskiego zmierzą się w najbliższym czasie z outsiderem Legią Warszawa oraz w szalenie ważnych meczach z 7 w tabeli PGE Turowem i w derbowej potyczce Trójmiasta z Asseco Gdynia 21 marca.

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj