Grali jak nigdy, ale znów przegrali. Specjalista od strzelania Arce jeszcze raz dał Lechii derbowe zwycięstwo

Flavio Paixao znów bohaterem Derbów Trójmiasta! Portugalczyk w 90. minucie meczu dał Lechii zwycięstwo. Arka przez ponad godzinę grała dobrze jak nigdy. Dominowała. Lechia strzeliła szczęśliwą bramkę, ale długo nie mogła poważnie zagrozić Pavelsowi Steinborsowi. Sytuację o 180 stopni odmieniła czerwona kartka Tadeusza Sochy, gdynianie cofnęli się na własną połowę i w końcówce zostali za to ukarani. Tak dobrze w Derbach Trójmiasta Arka nie grała od dawna. Gdynianie byli dobrze zorganizowani, raz po raz zagrażali bramce Zlatana Alomerovicia, aż Tadeusz Socha nie osłabił zespołu i gdynianie od tego momentu skupili się już tylko na defensywie.

DRAMATYCZNY KIKS I MNÓSTWO SZCZĘŚCIA

Arka od początku ruszyła na Lechię tak, jakby chciała błyskawicznie zemścić się za bolesne 0:4 do przerwy z poprzedniego sezonu. I Gdynianie błyskawicznie dopięli swego. Widać było po nich dobre przygotowanie taktyczne, bo kiedy tylko Alomerović miał piłkę przy nodze, gdynianie uruchamiali pressing i to przyniosło efekt już w 12. minucie. Bramkarz nabił piłką Aleksandyra Kolewa, futbolówka trafiła do Macieja Jankowskiego i ten umieścił ją w pustej bramce. 25 tysięcy kibiców na stadionie ucichło, ale chwilę później wzniosło okrzyki radości, bo weryfikacja wideo wykazała, że najlepszy strzelec Arki był na spalonym.

NIEWYKORZYSTANE SZANSE

Siedem minut później gdynianie mogli zdobyć już prawidłową bramkę, bo Kolew znalazł się oko w oko z Alomeroviciem, ale piłka kozłowała i Bułgar nie zdołał skutecznie przelobować rywala. Przed meczem wydawało się, że to Arka będzie miała większe problemy w defensywie, bo nastąpiły w niej aż dwie zmiany, a tymczasem to gdańszczanie wyglądali tak, jakby pierwszy raz grali w ustawieniu, które znają przecież doskonale. Nie minęło pięć minut od szansy Kolewa, a już gola mógł zdobyć Janota, bo defensorzy gospodarzy po kolejnym nieporozumieniu oddali piłkę gościom. Rozgrywający uderzył jednak niecelnie.

AUGUSTYN SZCZĘŚLIWIE W POWIETRZU

Wydawało się, że lada moment podopieczni Zbigniewa Smółki otworzą wynik meczu, a tymczasem ni stąd, ni zowąd to gospodarze zdobyli gola. Filip Mladenović idealnie dośrodkował z rzutu rożnego i była to tak dopieszczona „wrzutka”, że Błażej Augustyn nie musiał nawet oddawać strzału. Piłka trafiła go w plecy i wylądowała w bramce.

Ten gol idealnie oddaje to, co Lechia prezentowała na boisku. Jedyne dobre ofensywne akcenty brały się z bocznych sektorów, to tam Konrad Michalak, Lukas Haraslin i właśnie Mladenović robili przewagę. W środku dominował przypadek i widać to było również przy tym golu.

AUGUSTYN PECHOWO W POWIETRZU

Trzeba jeszcze kilka słów poświęcić strzelcowi, bo Augustyn w tym meczu wyjątkowo źle radził sobie w powietrzu. Zamiast uderzać piłkę głową trafił plecami, a w 37. minucie ręką. Różnica polegała na tym, że tym razem był w swoim polu karnym. Sędzia potrzebował wsparcia VAR-u, ale ostatecznie wskazał na punkt oddalony od bramki o 11 metrów. Do piłki podszedł Michał Janota i pewnie umieścił ją w bramce.

KLUCZOWY MOMENT

Po przerwie dalej Arka wyglądała lepiej od gospodarzy. Gdańszczanie musieli radzić sobie bez Patryka Lipskiego, którego zastąpił Artur Sobiech i w środku pola zrobiło się dla gdynian sporo przestrzeni. Żółto-niebiescy pewnie atakowaliby do końca meczu, gdyby w 65. minucie bezsensownego faulu nie popełnił Tadeusz Socha. W niegroźnej sytuacji nieprzepisowo zatrzymał Haraslina. Obrońca miał już na koncie żółtą kartkę, po tym przewinieniu obejrzał drugą i Arka musiała radzić sobie w dziesiątkę.

Dopiero w tym momencie Lechia odżyła i już kilka minut później mogła wyjść na prowadzenie, ale Sobiech zmarnował znakomite dośrodkowanie Mladenovicia. W 74. minucie na najwyższy poziom wspiął się Pavels Steinbors. Łotysz końcówkami palców odbił piłkę, w którą pechowo trafił interweniujący Frederik Helstrup. Chwilę później znów zrobiło się gorąco, ale Christian Maghoma ostatecznie wybił futbolówkę. Obie akcje zainicjował Rafał Wolski, który wcześniej zmienił Michalaka i pokazał, że większą wartość od szybkości może mieć jednak dobra technika.

NIEZAWODNY FLAVIO

Lechia nacierała, a Arka skupiła się już tylko na utrzymaniu jednego, cennego punktu. Długo wydawało się, że podopiecznym Zbigniewa Smółki to musi się udać, ale w końcu przypomniał o sobie ten, który w Derbach Trójmiasta jest niezawodny. Flavio Paixao w 90. minucie w końcu otrzymał dobre podanie w polu karnym i głową pokonał Steinborsa. Lechia została nagrodzona za grę do końca, ale nie można powiedzieć, żeby w Derbach była drużyną zdecydowanie lepszą. To Arka długimi momentami dominowała, ale jeden brzemienny w skutkach błąd odmienił cały obraz meczu. Gdańszczanie błędy popełniali mniejsze i dlatego odnieśli kolejne derbowe zwycięstwo.

Lechia Gdańsk – Arka Gdynia 2:1

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj