W tym meczu gola nie strzeliłby nawet Krzysztof Piątek. Lechia dominowała w Kielcach, ale do Gdańska wraca tylko z jednym punktem

Lechia zremisowała z Koroną Kielce 0:0. Gdańszczanie rozegrali jeden z najlepszych meczów w sezonie, całkowicie zdominowali rywali, ale pomimo naprawdę wielu prób, nie byli w stanie zdobyć choć jednej bramki. Michał Miśkiewicz niemal w pojedynkę zatrzymał biało-zielonych w meczu, w którym gola nie strzeliliby chyba nawet najwybitniejsi napastnicy.
To było jedno z tych spotkań, po którym nawet najtwardsi mogliby stracić wiarę w siebie. To był jeden z dni meczów, podczas których piłkarze zastanawiają się, czy rywal przed spotkaniem korzystał z usług szamana i zaczarował bramkę. To był ten mecz, w którym gola nie strzeliłby nawet Krzysztof Piątek. Michał Miśkiewicz był w sobotni wieczór po prostu niepokonany. W pełnym tego słowa znaczeniu.

NIE POMÓGŁ NAWET RZUT KARNY

Lechia grała spotkanie, które można spokojnie porównywać do tego przeciwko Górnikowi Zabrze. Nie była wyrachowana, wyczekująca na własnej połowie, jak tydzień wcześniej przeciwko Pogoni Szczecin. Gdańszczanie atakowali z pełnym rozmachem. Raz lewym skrzydłem, raz prawym. Raz z dystansu, raz z najbliższej odległości. Po rzutach wolnych i nawet rzutem karnym, zmarnowanym przez Flavio Paixao. Nic nie przynosiło skutku.

BRAKOWAŁO TYLKO SKUTECZNOŚCI

Tak naprawdę Korona miała tylko jeden dobry moment, w którym była w stanie na dłużej zagościć na połowie Lechii. Po zepsutej „jedenastce” z 49. minuty kielczanie odważniej ruszyli pod bramkę Dusana Kuciaka. Szczęścia próbował Brown Forbes, minimalnie chybił, ale przez te kilka minut kibice biało-zielonych mogli się nieźle nadenerwować. Przez pozostałą część meczu też nerwów nie brakowało, ale nie ze względu na problemy w defensywie, a przez nieskuteczność w ofensywie. Sam Filip Mladenović mógł mieć po tym meczu dwa gole i kilka asyst, ale Miśkiewicz poradził sobie i z jego wolejem z najbliższej odległości, i z uderzeniem z rzutu wolnego, i ze strzałem głową Artura Sobiecha po dośrodkowaniu Serba. Sporo dobrego robił też Konrad Michalak, on też powinien poprawić tym spotkaniem swoje „liczby”, ale nikt nie potrafił zrobić użytku z jego rajdów i dośrodkowań.

DOBRA DEFENSYWA

Z drugiej strony trzeba docenić fakt, że poza wspomnianymi kilkoma minutami, Lechia właściwie nie pozwoliła Koronie na cokolwiek więcej. W środku pola kielczanie byli całkowicie zdominowani, ich jedyną szansą były długie podania w kierunku napastnika, a z nim bez zarzutu radzili sobie Michał Nalepa i Błażej Augustyn. W destrukcji gdańszczanie byli naprawdę porządni. Tym bardziej szkoda, że zespół z takim potencjałem ofensywnym nie był w stanie choć raz przepchnąć piłki za linię bramkową.

 
Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj