Zlatan na poziomie Ibrahimovicia, ale między słupkami. Lechia na barkach bramkarza weszła do półfinału Pucharu Polski!

Lechia w półfinale Pucharu Polski! Gdańszczanie pokonali Górnik Zabrze 2:1 po fenomenalnym golu Michała Maka i ustalającym wynik trafieniu Tomasza Makowskiego. Bohaterem meczu był jednak bramkarz. Zlatan Alomerović zagrał na poziomie, którego nie powstydziłby się jego słynny szwedzki imiennik. Golkiper na własnych barkach wprowadził biało-zielonych do kolejnej rundy rozgrywek.

Mając w pamięci mecz ligowy tych drużyn sprzed dwóch miesięcy, można było spodziewać się zmasowanego ataku na jedną z bramek. Trudno było jednak przypuszczać, że to Zlatan Alomerović będzie miał pełne ręce roboty. Tymczasem Serb momentami musiał dwoić się i troić na linii bramkowej. Lechia nie potrafiła poradzić sobie z pressingiem stosowanym przez gospodarzy i skutkowało to kilkoma bardzo groźnymi sytuacjami. Tak naprawdę tylko dużej nieskuteczności zabrzan i znakomitej postawie Alomerovicia gdańszczanie zawdzięczali fakt, że do przerwy mieli czyste konto.

KWITNĄCY MAK

Ale nie cieszyli się z bezbramkowego remisu. O to, żeby z przodu „coś wpadło” zadbał Michał Mak. Skrzydłowy u Piotra Stokowca zdawał się być już opcją głęboko rezerwową, a tymczasem w ważnym momencie wyszedł w podstawowej jedenastce i zapracował na kolejne szanse. W 33. minucie ruszył prawą stroną, nie szukał dośrodkowania, ale zaryzykował, przełożył na lewą nogę i uderzył tak, że w pierwszej chwili pewnie sam nie mógł uwierzyć, że wyszło mu to tak idealnie. Piłka była poza zasięgiem rosłego Martina Chudego, a zmieściła się tuż pod poprzeczką jego bramki. Nie powstydziłby się takiego trafienia nikt występujący w odbywającym się równolegle hiszpańskim klasyku Real Madryt – FC Barcelona.

 

 

Fot. Jacek Klejment / Radio Gdańsk 

ZLATAN MIĘDZY SŁUPKAMI

Do przerwy Lechia prowadziła więc 1:0 i mogła robić to, do czego przyzwyczaja nas od początku sezonu – wyczekiwać na błędy rywala. Gdańszczanie grali zachowawczo, oddali piłkę zabrzanom i narażali się na ich ataki. A te były momentami naprawdę groźne. Alomerović już raczej nie miał czasu na rozgrywanie, od razu przerzucał ciężar gry na połowę rywala, ale ta błyskawicznie wracała w jego rejony. Bramkarz ze swoich interwencji z tego meczu mógłby stworzyć bardzo imponującą kompilację i na jej podstawie kilku skautów na pewno by zauroczył. Przede wszystkim dał jednak Piotrowi Stokowcowi sygnał, że w razie słabszej dyspozycji Dusana Kuciaka, jest gotowy do zastąpienia Słowaka.

DEJA VU MAKOWSKIEGO

W okolicach osiemdziesiątej minuty wydawało się, że końcówka będzie bardzo nerwowa. Górnik był już rozpędzony, nie potrafił tylko sforsować ostatniej zapory biało-zielonych. I wtedy gdańszczanie rozpoczęli dość zachowawcze kontrataki, które jednak dawały spory oddech defensorom. Często boczne strefy były zablokowane, a więcej wolnego miejsca zostawało w środku. To wykorzystał Tomasz Makowski. On potrafi uderzyć z dystansu, to wiedzieliśmy już wcześniej. Nie byli na to gotowi zabrzanie. Młody pomocnik przymierzył, uderzył kąśliwie i nie dał szans Chudemu. Było 2:0 i Lechia miała już awans w garści.

 

Lechiagornik2

Fot. Jacek Klejment / Radio Gdańsk 

W końcówce jeszcze zabrzanie wywalczyli rzut karny, skutecznie wykorzystał go Igor Angulo, ale niczego to nie zmieniło, bo Tomasz Musiał nie pozwolił już nawet wznowić gry. Lechia cierpiała, Lechia momentami była zdominowana, ale Lechia była też po prostu skuteczniejsza. Wykorzystała swoje sytuacje, miała zawodnika wyrastającego ponad poziom meczu i zameldowała się w półfinale Pucharu Polski!

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj