Cała Polska w cieniu Śląska? Wychwalany lider przyjeżdża na mecz z Lechią

Niepozorny zespół, budowany na zasadzie mieszanki ligowych rutyniarzy oraz nowych twarzy – tak można w skrócie oddać charakterystykę Śląska Wrocław. Drużyny która zadziwia formą sportową i osiąganymi sukcesami. W sobotę przyjdzie jej zmierzyć się z Lechią na jej terenie. W przedsezonowych rozważaniach nikt nie poświęcał Śląskowi przesadnej uwagi. Jeśli już, to w kontekście dywagacji nad widmem spadku drużyny do 1. ligi. Wrocławianie nie tylko świetnie rozpoczęli sezon, ale mają za sobą bardzo trudne mecze z wyjazdami do Warszawy na Legię i Poznania na Lecha w tle. Z obu Śląsk przywiózł punkty, a po pięciu kolejkach komplet zdobyczy zgubił tylko remisując z Legią przy Łazienkowskiej. – Zawodnicy mają w sobie bardzo dużo ambicji i chęci do walki – mówi diagnozując ostatnie sukcesy dyrektor sportowy Śląska, Dariusz Sztylka.

 
Wtóruje mu piłkarz Jakub Łabojko. – Przewidywaliśmy, że to będzie lepszy sezon niż poprzedni, ale tak świetnego początku nawet my się nie spodziewaliśmy. Nabraliśmy chęci na jeszcze więcej – mówi. Zaskakującego apetytu na zdobywanie goli nabrał Łukasz Broź. Obrońca, który w dwóch poprzednich sezonach raz trafiał do bramki rywali, po pięciu meczach nowego sezonu ma już trzy gole na koncie.

ZA SZYBKO NA SĄDY

Ale krótkotrwały sukces sporo nam mówi o dzisiejszym podejściu do sportu. Kreujemy bohaterów „na szybko”, windujemy ich do rangi wielkich, by po chwili zapomnieć o nich w przypadku zmiany trendu. Śląsk rozegrał na razie pięć dobrych spotkań. To na tyle dużo, by oddać mu szacunek i na tyle mało w drodze do finiszu, by jakkolwiek przed nim się kłaniać. Powierzanie mu pierwszych stron gazet, jedynek na portalach sportowych i obsypywanie zaszczytami, wydaje się być przesadne i nadwymiarowe. Są ostatecznie przypadki, w których dobry start finalnie wiązał się ze spadkiem – ergo Bytovia w 1. lidze, która zaczynała jako rewelacja i wicelider, a kończyła spadając klasę niżej.

W podobnym tonie wypowiada się obrońca Lechii Michał Nalepa. – Spokojnie, za nami dopiero pięć kolejek. Nie róbmy z nikogo mistrza, przed nami aż 32 kolejki, wszystko może się pozmieniać.

NIE MA STRZELBY

Lechia ma swoje kłopoty. Słabą formę prezentuje Lukas Haraslin, który na początku sezonu błyszczał choćby w meczu o Superpuchar Polski przeciwko Piastowi Gliwice. Sam zawodnik uspokaja i twierdzi, że wnikliwie przeanalizował błędy i z jego grą będzie tylko lepiej. Ale gdański zespół ma też problemy ze strzelaniem goli. W pięciu spotkaniach, do siatki rywali padło ich zaledwie cztery. Biorąc pod uwagę przedsezonowe zapowiedzi o uatrakcyjnieniu stylu i poprawie efektów ofensywnych, na razie wychodzi trochę blado. Dodatkowo pod znakiem zapytania stoi występ Artura Sobiecha, który narzekał na uraz.

SPOMPOWANI?

Trener Piotr Stokowiec pokusił się przed meczem o kilka zdań szczerej definicji miejsca, w którym znajduje się Lechia. – Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudny początek sezonu. Rozbudziliśmy oczekiwania kibiców, swoje własne, a w wypadku niepowodzeń trzeba umiejętnie zawiadywać emocjami. Dla nas to nowe doświadczenie. Przed momentem jeszcze graliśmy w europejskich pucharach, byliśmy w finale Pucharu Polski, zdobyliśmy trofea. To były nowe emocje, niosły ładunki energetyczne, a to się skończyło. Musimy umiejętnie się do tego odnosić – zauważył trener Lechii.

O rywalu 47-letni trener wypowiada się z umiarkowanym szacunkiem. – Śląsk idzie trochę „naszą” drogą. Po sezonie, gdzie bronili się przed spadkiem, w tej chwili brylują i są w czubie tabeli. Ale sezon jest bardzo długi, a za nami zaledwie początek, więc jeszcze bym nie oceniał, nie podsumowywał, bo jest na to za wcześnie – podsumował szkoleniowiec.

6. kolejka PKO BP Ekstraklasy: Lechia Gdańsk – Śląsk Wrocław; godz. 17:30

 
Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj