Michał Nalepa i Błażej Augustyn – to postaci dla Lechii fundamentalne. Obronę trzymają w ryzach i tworzą najlepszy duet stoperów w kraju. A kiedy drużynie nie idzie, obaj zamieniają się w napastników i zapewniają Lechii piątą z rzędu wygraną. Biało-zieloni pokonali w Warszawie Legię 2:1. Pierwsze pół godziny meczu należało do Legii. Lechia miała swoje założenia, ewidentnie nie chciała za bardzo ryzykować, ale chyba aż nadto oddała w tym fragmencie meczu inicjatywę rywalom. To jednak nie przewaga czy atak pozycyjny kosztowały gdańszczan utratę bramki, a brak koncentracji. Zaczęło się od fatalnego podania Karola Fili do Dusana Kuciaka, które niemal na bramkę zamienił Jarosław Niezgoda, ale sytuację uratował Błażej Augustyn i wybił na rzut rożny. Ten zamęt jednak się utrzymał, gdańszczanie (konkretnie Maciej Gajos) przy dośrodkowaniu nie upilnowali Mateusza Wieteski i ten głową pokonał Kuciaka. Wieteska mógł w drugiej połowie skompletować dublet, ale po bliźniaczym zagraniu trafił w poprzeczkę.
WRÓCIŁ STARY, DOBRY HARASLIN
Ale pierwsze pół godziny minęło i sygnał do odważniejszych ataków dał Lukas Haraslin. Ruszył prawą stroną, szukał podobnej bramki do tej, którą zdobył z Koroną Kielce, ale tym razem po rykoszetach piłka trafiła do Radosława Majeckiego. W tym miejscu trzeba Słowakowi poświęcić trzy słowa, bo ewidentnie wraca do formy. Jest gaz, jest też charakterystyczny dla niego drybling, dołoży jeszcze więcej spokoju przy wykończeniu i znów będzie kolosalnym atutem biało-zielonych. A na razie dołożył asystę. Pięć minut po indywidualnej akcji dośrodkowywał z rzutu rożnego, w polu karnym Michał Nalepa ustawił sobie Wieteskę (swoją drogą zupełnie biernego) i sprytnie pokonał Majeckiego. Kolejny mecz z trudnym rywalem i kolejny raz Nalepa jest świetny w obronie, a konkrety dokłada w ataku.
AUGUSTYN POZAZDROŚCIŁ NALEPIE
Z resztą bramka była dobrym uwypukleniem naprawdę dobrego występu stopera. I Nalepa, i Błażej Augustyn byli pewni, wiele akcji neutralizowali jeszcze zanim zrobiły się niebezpieczne, a Jarosława Niezgodę tak bardzo nakryli czapką, że ten na drugą połowę już nie wyszedł. Wyszedł za to Augustyn i nie miał zamiaru być gorszym od swojego partnera ze środka obrony. Sytuacja rozpoczęła się prawej strony, dośrodkowanie przedłużył Artur Sobiech, a Augustyn wszedł w piłkę jak buldożer i było 2:1.
Szkoda tylko, że pojedynek strzelecki, ale też ten na interwencje w defensywie nie mógł trwać dalej między Nalepą i Augustynem. W 55. minucie pierwszy z wymienionych głową wybijał piłkę przy próbie strzału przewrotką Jose Kante. Hiszpan poszedł na całość i znokautował Polaka. Nalepa jeszcze próbował wrócić do gry, ale ze złamanym nosem grać na środku obrony raczej nie można. Brawa za waleczność i powrót na murawę i tak się należą.
PROBLEMY W KOŃCÓWCE
Trudno podejrzewać Kante o celowość, ale fakty są takie, że po zejściu Nalepy było Hiszpanowi dużo lżej. Na środku obrony zagrał Jarosław Kubicki i kilka razy było naprawdę gorąco, ale kiedy temperatura rośnie, to zazwyczaj rośnie też ocena Dusana Kuciaka. Słowak na linii znów był mocny, refleks dalej ma pewnie najlepszy, a na pewno jeden z najlepszych w lidze.
LECHIA MA LIDERA
Tak jak pierwsze pół godziny należało do Legii, tak ostatnie dwadzieścia minut również przebiegało pod dyktando gospodarzy. Nacierali, szukali dośrodkowań i piłek prostopadłych, mieli też rzuty rożne (raz nie popisał się Kuciak, ale nie na linii, a na przedpolu), ale biało-zielona obrona nie takie napory potrafi przetrwać. Podobnie było w meczu z Lechem, kiedy „Kolejorz” przeważał w końcówce. Gdańszczanie potrafią cierpieć, potrafią czekać na ostatni gwizdek utrzymując korzystny wynik i to zrobili także tym razem. Piąte zwycięstwo z rzędu stało się faktem, gdańszczanie przynajmniej do meczu Pogoni, mają lidera!