Skrzydłowy, rozgrywający i napastnik w jednym. „Jankes” dał Arce wygraną z Zagłębiem

Jeżeli taki będzie przyszły rok, jak koniec poprzedniego, to przed piłkarzami Arki dwanaście pięknych miesięcy. W ostatnim, domowym meczu w 2019 roku w dobrym stylu pokonali Zagłębie Lubin 2:1. Bohaterem był motor napędowy ofensywy, Maciej Jankowski. Dawno nie widzieliśmy Arki, która tak dobrze weszła w mecz. Gdynianie ruszyli do pressingu, wysoko podeszli do rywala i dawało to efekty. W pierwszych piętnastu minutach Zagłębie nie stworzyło zupełnie żadnej sytuacji, a żółto-niebiescy kilka dobrych okazji. Przyjemnie patrzyło się na to, jak gra Maciej Jankowski, jakie odbiory zalicza Adam Deja. To ta dwójka wypracowała też bramkę. Deja inteligentnie rozpoczął grę z rzutu wolnego, Jankowski miał dzięki temu mnóstwo miejsca, „wypieścił” prostopadłe podanie do Mateusza Młyńskiego, który bez problemów skończył akcję, zdobywając bramkę. Idealny początek meczu.

Problem w tym, że Deja, który wcześniej grał naprawdę dobrze, po kwadransie zachował się w sposób kompletnie bezsensowny. W polu karnym skakał do piłki, łokciem trafił rywala w twarz i sędzia – po bardzo długiej weryfikacji wideo – podyktował rzut karny. Filip Starzyński się nie pomylił.

BRAKOWAŁO NAPASTNIKA

Zabawa rozpoczęła się od nowa, ale bynajmniej nie rozbiło to szeregów Arki. W obronie dalej było sporo luk i sam Starzyński mógł dołożyć drugą bramkę, bo Deja krył go „na radar”, ale pomocnik trafił w słupek. Dobrze oglądało się żółto-niebieskich w ofensywie. Michał Nalepa i Jankowski robili sporo szumu, strzałów szukał też Marcin Budziński, ale nie był to jego dzień. Najlepszą okazję zmarnował w 78. minucie, kiedy piłkę na tacy wyłożył mu Damian Zbozień, ale „Budzik” dał się zablokować.

Dobrze byłoby jeszcze, gdyby do tego towarzystwa dołożyć lepiej dopasowanego napastnika. Fabian Serrarens miał być kolejnym, holenderskim strzałem w „10”, ale na razie sprawia, że coraz częściej trzeba się zastanawiać, co on w ogóle robi w ekstraklasie.

„JANKES” BOHATEREM

Zastrzeżeń nie można mieć do gry Jankowskiego. Spokój i opanowanie, tym imponował przy rozegraniu piłki. Trudno przypisać go do pozycji, bo poruszał się jako wolny elektron, a to wychodziło drużynie tylko na zdrowie. Pracował w defensywie, nie brakowało go w ataku. Był kluczowy przy bramce Młyńskiego w pierwszej połowie, a w drugiej do asysty dołożył gola. Tym razem to Młyński zachował się jak profesor, w polu karnym ograł przeciwnika, podał tak, jakby piłkę zwinął w ozdobny papier, zawiązał na niej wstążkę i wręczył Jankowskiemu, ten z najbliższej odległości wpakował ją do siatki.

Arka miała dwie bardzo ważne rzeczy. Po pierwsze – wynik, który ją satysfakcjonował. Po drugie – taką grę, że właściwie nie było zagrożenia straty korzystnego rezultatu. A kiedy w ostatnich minutach czerwoną kartę dostał Damian Oko, wynik był sprawą przesądzoną. Maciej Jankowski i Mateusz Młyński zapewnili Arce zwycięstwo i choć statystyki mają takie same, to to „Jankes” jest bohaterem żółto-niebieskich.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj