Co Flavio zepsuł, to Flavio naprawił. Lechia z szesnastolatkiem w składzie lepsza od mistrza Polski

Od zera do bohatera – taką drogę przeszedł w meczu z Piastem Flavio Paixao. Portugalczyk w pierwszej połowie zmarnował rzut karny, ale w drugiej wykorzystał jedną z bardzo niewielu akcji swojego zespołu i dał biało-zielonym zwycięswtwo z mistrzem Polski. Wielu kibiców mogło wpaść w melancholię i zastanowić się nad sensem życia, bo kiedy w podstawowym składzie jednego z mocniejszych klubów ekstraklasy wychodzi chłopak urodzony w 2004 roku, można mieć refleksje dotyczące upływającego czasu i przemijania. Mowa o Kacprze Urbańskim, który stał się najmłodszym zawodnikiem w historii ekstraklasy, który wyszedł w podstawowym składzie swojej drużyny. Wyszedł i radził sobie naprawdę dobrze. Próbował przyspieszać grę, szukał ciekawych, otwierających podał, a raz spróbował strzału z dystansu, ale to uderzenie bez większych problemów wyłapał Plach. Generalnie Urbański, który boisko opuścił w 59. minucie, zebrał zasłużone brawa od kibiców.

ZMARNOWANY KARNY

Jeżeli chodzi o samo spotkanie, to o pierwszych trzydziestu minutach spokojnie można zapomnieć, bo nie działo się tam nic godnego większej uwagi. Był strzał z woleja Jorge Felixa, ale niecelny. Po pół godzinie gry Lechia zaczęła mocniej atakować, a pierwszy sygnał dał Tobers, który jedna uderzył głową w środek bramki. Chwilę później dobrą akcję miał Conrado, ale skończyło się tylko na rzucie rożny. Czuć było jednak, że gdańszczanie się rozkręcają i to przyniosło efekt w 32. minucie. Dobrą akcję stworzył Mihalik, który jednak trochę się pogubił i w końcu dość szczęśliwie dograł do Tobersa, a ten do Conrado. Brazylijczyk ruszył do dryblingu i od razu został sfaulowany, a sędzia Tomasz Kwiatkowski bez wahania podyktował rzut karny. Flavio Paixao miał tylko dopełnić formalności, ale uderzył prosto w poprzeczkę i piłka wyszła poza boisko.

OBROŃCY RATOWALI BRAMKARZA

Ta sytuacja jakby podłamała gospodarzy, bo inicjatywę przejął Piast i był o włos od zdobycia gola tuż przed przerwą. Michał Nalepa i Rafał Kobryń dwukrotnie wyręczali Dusana Kuciaka (Nalepa po ewidentnym błędzie bramkarza), wybijając piłkę zmierzającą wprost do bramki. Zwłaszcza interwencja „Kobry” jest warta docenienia, bo to niemal tak, jakby obronił rzut karny. Dzięki defensorom gdańszczanie dotrwali do końca pierwszej połowy bez strat.

KAPITAN ZREHABILITOWANY

W drugiej znów pierwsze fragmenty można spokojnie wyrzucić z pamięci. Raz po raz gra wznawiana była z autu albo rzutem wolnym, a płynnej gry nie było praktycznie w ogóle. Lechia ponad kwadrans czekała, żeby mocniej ruszyć do ataku, ale kiedy już to zrobiła, była bardzo konkretna. Najpierw z lewej strony dobrze dośrodkowywał Mladenović, ale nikt nie zamknął akcji, a chwilę później atak z prawej strony ponowił Gajos, który obsłużył niepilnowanego Flavio, a ten zrehabilitował się za zmarnowanie rzutu karnego, pakując piłkę do bramki.

WYTRZYMALI DO KOŃCA

Lechia miała to, czego chciała, i w swoim stylu oddała inicjatywę Piastowi. Z przodu sporo musieli napracować się Flavio i Łukasz Zwoliński, żeby utrzymać piłkę na połowie rywala i dać oddech obrońcom, a ci mieli sporo pracy. W 76. minucie Kuciak zatrzymał rywala wychodząc z bramki, a w 90. minucie znów któryś z defensorów blokował strzał przeciwnika. Optymistyczne było to, że gdańszczanie w razie niebezpieczeństwa całą ława rzucali się na ratunek. Pesymistyczne, że w ogóle musieli to robić. A do ostatniej minuty wybujali piłkę z własnego pola karnego. Tym razem jednak ta taktyka przyniosła skutek. Nie było powtórki z Wrocławia i straconej w ostatniej minucie bramki. Gdańszczanie wytrzymali i wygrali z Piastem Gliwice 1:0.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj