Lechia walczyła, miała sporo motywacji i szczęście. Pierwszy krok w kierunku wyjścia z kryzysu został postawiony

Znakomity początek, determinacja, sporo szczęścia – ten zestaw zapewnił Lechii pierwsze zwycięstwo w tym roku. Gdańszczanie nie zagrali meczu wybitnego, to było spotkanie ledwie dobre w ich wykonaniu. Ale właśnie walka, inicjatywa, doprawione też wspomnianym szczęściem, złożyły się na wygraną z Rakowem 1:0.
Konkrety – tego od Lechii chcieli kibice. Nie oczekiwania na to, co zrobi rywal, nie jałowej gry w poprzek boiska. Akcji, strzałów, goli. I wystarczyły niecałe dwie minuty, a konkrety gdańszczanie dostarczyli. Przejęcie w środku boiska, niezbyt dobrze wyprowadzona kontra, którą strzałem zakończył Kenny Saief, bramkarz „wypluł” piłkę, a z dobitką zdążył Jarosław Kubicki. Początek był wyśmienity.

WIĘCEJ ENERGII, WIĘCEJ KONKRETÓW

Z resztą Lechia w pierwszej połowie wyglądała po prostu dobrze. Mnóstwo energii, ruchu na boisku, asekuracji w defensywie. To nie był monolit, swoje musiał zrobić też Dusan Kuciak, ale gdańszczanie wyglądali już dużo lepiej niż w ostatnich spotkaniach. W środku pola solidną pracę wykonywali Jan Biegański i Kubicki, na skrzydle uwagę przykuwał Joseph Ceesay, a Flavio w końcu nie wyglądał, jakby myślał o emeryturze, a raczej jakby walczył o kolejny kontrakt. Szybko strzelony gol, potem próby kontrataków – tak wyglądali gdańszczanie, a momentami potrafili też utrzymywać się przy piłce. Było naprawdę nieźle.

GORZEJ PO PRZERWIE

Problemy zaczęły się po przerwie. Gdańszczanie cofnęli się na swoją połowę, liczyli na nieliczne kontry, ale więcej było sprzeczek między piłkarzami obu drużyn niż zagrożenia pod bramką gospodarzy. W dodatku Raków stworzył kilka świetnych sytuacji. Interwencje Kristersa Tobersa i Michała Nalepy, który zresztą naprawiał swój własny błąd, były równie efektowne, co rozpaczliwe, Były też jednak skuteczne, postawa biało-zielonych w obronie i poświęcenie pod własną bramką przyniosły efekty.

Na pewno dużym zarzutem jest dużo gorsza postawa ofensywy w drugiej połowie, pierwsza część meczu rozbudziła apetyty na 90 minut dobrej gry. Dla Lechii najważniejszy był wynik, zwycięstwa potrzebowała jak tlenu, a potwierdziły to okrzyki radości i szerokie uśmiechy po końcowym gwizdu. Drużyna była zorganizowana, walczyła, miała też szczęście. Ta metoda pozwoliła postawić pierwszy krok w kierunku wyjścia z kryzysu.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj