Subiektywny podgląd finału Pucharu Polski. Piękny sen o żółto-niebieskim trofeum trwał do 89. minuty

Arka Gdynia przegrała z Rakowem Częstochowa w finale Pucharu Polski 1:2. Do 81. minuty żółto-niebiescy prowadzili, do 89. mieli nadzieję przynajmniej na dogrywkę, a jednak musieli obejść się smakiem.  Mateusz Żebrowski w 3. minucie mógł strzelić być może swojego najważniejszego gola w karierze. Otrzymał idealne podanie i z narożnika pola bramkowego powinien otworzyć wynik meczu. Przymierzył w kierunku dalszego słupka, ale nie trafił.

Arka jako zespół bardziej doświadczony w Pucharze Polski – to wszak trzeci finał żółto-niebieskich w ostatnich pięciu latach – nie ustępowała rewelacji rozgrywek ekstraklasy. Raków swój jedyny finał Pucharu Polski, przegrany z Wisłą Kraków, rozegrał w 1967 roku. Dokładnie 50 lat później Arka na Stadionie Narodowym zdobyła trofeum, bijąc po dogrywce Lecha Poznań.

Raków, przynajmniej na początku, kiepsko radził sobie w roli faworyta. Po kilku minutach osiągnął wprawdzie przewagę, ale Arka broniła się bardzo mądrze. 

W bramce dobrze spisywał się Kacper Krzepisz, który otrzymał miejsce w składzie w uznaniu zasług za obronę rzutów karnych w półfinałowym spotkaniu z Piastem Gliwice. Przewaga Rakowa rosła z minuty na minutę, ale Arka w głębokiej defensywie broniła się skutecznie. Na połowę rywala jednak praktycznie nie zaglądała.

W 21. minucie zadrżały żółto-niebieskie serca. Z prawej strony dośrodkował Tudor, a Cebula z bliska skierował piłkę tuż obok słupka. Powinno być 1:1.

Przewaga Rakowa przeszłą w fazę oblężenia bramki Arki. Kontra z udziałem Żebrowskiego i Rosołka była mało znaczącym epizodem, bowiem gdynianie nie zdołali dotrzeć nawet do pola karnego rywala. Świadomy swoich przewag Raków grał cierpliwie, dynamizując akcje dośrodkowaniami ze skrzydeł.

DLA KOGO SŁOŃCE?

W 30. minucie nad Areną Lublin zaświeciło słońce. W jego blasku wciąż znacznie lepiej prezentowali się piłkarze Rakowa. Arkowcy bronili się desperacko, bo wariant zwyciężania w doliczonym czasie przećwiczyli już w półfinale na Piaście. W związku z tym, że przed meczem padało przez kilka godzin, nawierzchnia była mokra i śliska. Dlatego Żebrowski nie zdołał złożyć się do strzału, ale po chwili potwierdził, że jest najgroźniejszym graczem ofensywnym w Arce, gdy dochodził do zbyt mocnego podania Valcarce.

Ostatnie minuty pierwszej połowy to przewaga Arki, co napawało umiarkowanym optymizmem w perspektywie drugiej części gry. Po pierwszej mieliśmy bezbramkowy remis, ale wiedzieliśmy już, że nie taki Raków straszny, jak pokazuje tabela PKO Ekstraklasy. Tylko jeden celny strzał na pewno nie mógł wzbudzić popłochu w szeregach bardziej doświadczonej pucharowo Arki.

W drugiej połowie na boisku pojawił się Marcus da Silva, który, pozostając w wieku 37 lat czynnym zawodnikiem, buduje swoją żółto-niebieską legendę i będący tym, który jako ostatni kopnął piłkę do siatki Piasta w zwycięskim meczu półfinałowym. Z kolei po przeciwnej stronie na placu pojawił się Marko Poletanovic, który przed dwoma laty jako piłkarz Jagiellonii w meczu z Lechią doświadczał niepowodzenia w finale Pucharu Polski. 

CENTROSTRZAŁ IDEALNY

W 56. minucie bezsprzecznie najlepszy gracz Arki Mateusz Żebrowski otrzymał podanie od Fabiana Hiszpańskiego w okolicach pola karnego i strzelił, a może podawał…. Piłka przez chwilę zdawała się wisieć nad polem karnym, by spaść za plecami bramkarza Rakowa Dominika Holca. Pięknie, pod spojeniem słupka z poprzeczką. 1:0 dla Arki i w rewanżu szalone, wściekłe, desperackie ataki Rakowa.

Jednak w 64. minucie Maciej Rosołek strzelał zza linii pola karnego. Gdyby bliżej słupka, to mogło być jeszcze piękniej. Raków grał coraz bardziej nerwowo. Arka czuła się pewniej, a spokój czerpała z ławki, skąd Dariusz Marzec przekazywał dyrektywy. W 73. minucie Marcus rozprowadził kolegów i najpierw Żebrowski, a potem jeszcze Rosołek mogli zdobyć drugą bramkę. Arka przejęła inicjatywę, a zagubiony Raków nie bardzo miał pomysł na odwrócenie losów spotkania.

MORDERCZA KOŃCÓWKA RAKOWA

A jednak stało się. W 81. minucie dwaj najlepsi w tym meczu gracze Rakowa doprowadzili do wyrównania, w czym pomógł im gdyński obrońca. Tudor dośrodkował z prawej strony, Kasperkiewicz niefortunnie odbił piłkę głową wprost pod nogi Iviego Lopeza, a ten z piątego metra nie dał szans Krzepiszowi. 1:1.

Raków wrócił do gry i roli faworyta. Znakomicie wywiązał się z niej w 89. minucie. Znowu w roli głównej wystąpił Ivi Lopez, który pięknie wrzucił piłkę w pole karne. Daniel Szelągowski dograł do Davida Tijanica, który zakończył piękny żółto-niebieski pucharowy sen. Arka przegrała z Rakowem 1:2 i zasłużyła na szacunek oraz uznanie. Raków pierwszy raz w klubowej historii świętował zdobycie Pucharu Polski. 

Raków Częstochowa – Arka Gdynia 2:1 (0:0).

Bramki: dla Rakowa – Ivi Lopez (81), David Tijanic (89); dla Arki – Mateusz Żebrowski (57).

Sędzia: Paweł Gil (Lublin).


Włodzimierz Machnikowski
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj