Niewytłumaczalna niemoc. SKS Starogard traci miano niepokonanego po fatalnym meczu z Turowem

fot. Radio Gdańsk

Są setki sposobów, by dobrze spędzić środowy wieczór. Ci, którzy postanowili spożytkować go na złapanie większych emocji w hali w Starogardzie Gdańskim, by zobaczyć ciekawe widowisko 1. ligi koszykówki, musieli mocno się rozczarować.

To była prawdziwa męczarnia. Oba zespoły jakby zostawiły umiejętności w domu i postanowiły pograć sobie podwórkową koszykówkę. Wyglądało to doprawdy średnio, by nie powiedzieć żenująco. Zaledwie 17 zdobytych punktów w pierwszej kwarcie i kolejne 29 w drugiej odsłonie, dało wynik do przerwy przypominający zwyczajowo osiągi notowane po pierwszej kwarcie – 22:24. Skuteczność gospodarzy z gry – 19%, goście – 36%. Asysty – miejscowi – 4, przyjezdni – 5.

To najbardziej dobitne i demaskujące poziom widowiska statystyki w Starogardzie Gdańskim. By się nie pastwić, trzeba odnotować 7 zbiorek i 6 punktów do przerwy Wojciecha Czerlonki, który poprzedni mecz w barwach Kociewskich Diabłów miał słaby – zaledwie 4 punkty przy zerowej skuteczności z gry.

Oddzielamy zatem grubą kreską wydarzenia z pierwszych 20 minut. Początek następnych też nie jawił się kolorowo. Goście odskoczyli na kilkanaście punktów za sprawą świetnej postawy Krzysztofa Jakóbczyka. Rzucający trafiał z dystansu i półdystansu, reperując fatalne liczby zespołu z wcześniejszych fragmentów. W całym spotkaniu uzbierał 11 punktów. Gospodarze tez mieli swoje chwile, ale trwały zbyt krótko, a dwie trójki Filipa Małgorzaciaka, to było za mało wobec fatalnej postawy w obronie i braku płynności w ataku.

ROZREGULOWANE CELOWNIKI

Jest jeszcze jeden powód, dla którego diabły z Kociewia nie miały prawa myśleć o wygranej. Skuteczność z dystansu na nieprawdopodobnie niskim poziomie. Zaledwie dwa trafione dystansowe rzuty na 19. prób, co daje 10-procentową celność. Ale jeśli spytać Kamila Sadowskiego, co było jego największym problemem, z pewnością wskaże zupełnie inne przyczyny.

Należy też podkreślić dobrą postawę gości, którzy przyjeżdżali na Kociewie bez wygranej, a wyjeżdżają ze zwycięstwem przeciwko jednemu z potentatów. Zagrali bardziej dojrzale, potrafili w drugiej połowie przełamać niemoc i mądrze dzielić się piłką. Dzięki temu na drugi koniec Polski jadą z dwoma, a nie jednym punktem  dorobku.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj