Był falstart i problemy, ale Trefl znów dał radę. Kolejny komplet punktów w Ergo Arenie

(Fot. PAP/Adam Warżawa)

Z wszystkich meczów, które Trefl wygrał w tym sezonie, ten był najtrudniejszy. GKS Katowice poprzeczkę zawiesił wysoko, wygrał pierwszy set i był blisko też w drugim oraz czwartym. Gdańszczanie sprostali jednak wyzwaniu, wygrali 3:1 i gonią ścisłą czołówkę tabeli.

Wyjąwszy poza nawias mecz z mocarnym Jastrzębskim Węglem, Trefl w Ergo Arenie był bezbłędny i miał nieskazitelny bilans pięciu zwycięstw po 3:0. Mecz z GKS-em Katowice rozpoczął tak, że zapowiadało się na kolejne zwycięstwo do zera, bo było 7:3. Oczywiście to tylko pierwsze akcje, ale udało się szybko wypracować przewagę. I równie szybko ją roztrwonić, bo po kilku błędach było już 8:8. Gdańszczanie mieli duże problemy w polu zagrywki, w pierwszej partii serwowali 22 razy, popełnili aż 7 błędów i zanotowali tylko jeden as. Swojego rytmu nie mogli złapać, a to wystarczyło katowiczanom, by zwyciężyć 25:21.

PROBLEMY W KOŃCÓWKACH

Nieco bardziej regularny Trefl był w drugiej partii, miał inicjatywę, prowadził jednym, dwoma, czasem trzema punktami. Sytuacja wydawała się być pod kontrolą do niemal samego końca, bo gdańszczanie mieli bardzo korzystny wynik 23:20, a chwilę później 24:22. Wtedy jednak w ataku pomylił się Patryk Niemiec, w kolejnej akcji Trefl musiał oddać piłkę i rywale doszli na 24:24. Gra na przewagi rozpoczęła się od wymiany, każdy przyjął po jednym ciosie. Na 26:25 świetnie z drugiej linii trafił Jan Martinez Franchi, a ostatni punkt zdobył efektownym blokiem Lukas Kampa.

Trzeci set to już inna historia. Trefl długo był wyraźnie lepszy, swój dobry rytm złapał Bołądź i gospodarze naprawdę „odstawili rywali”. Prowadzili 23:17 i niestety znów zanotowali fatalny zastój. Najpierw pozwolili rywalom na zdobycie trzech punktów z rzędu, ale w tym momencie Jakub Jarosz spudłował z pola zagrywki i gdańszczanie mieli cztery piłki setowe. Pierwsze trzy zmarnowali, zrobiło się gorąco, ale w kluczowym momencie zimną krew zachował Bołądź i technicznym atakiem dał gdańszczanom zwycięstwo w secie 25:23.

ZNAKOMITY BOŁĄDŹ

Najbardziej wyrównana była czwarta partia. Początek dla Trefla, ale goście szybko wyrównali. Później to gospodarzom przytrafił się zastój, przegrywali 14:17, ale błyskawicznie wyszli na 18:18. Potrzeba było zmian i doświadczenia, na parkiecie pojawił się Mariusz Wlazły i być może to była kluczowa decyzja. Trefl już nie odskoczył wyraźnie, ale pokazał jakość na skrzydłach, zwłaszcza w osobie Bołądzia. To on zdobył ostatni punkt, Trefl wygrał 25:23, a cały mecz 3:1.

Bołądź w całym meczu zdobył 29 punktów, został oczywiście MVP spotkania, a Trefl – choć tym razem nie bez straty seta – znów zapisał na swoim koncie trzy punkty zdobyte w domu. Kolejne wyzwanie już w czwartek 8 grudnia, do Gdańska przyjecie Asseco Resovia Rzeszów.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj