Lider sam prosił się o kłopoty. Cudowny gol Kobackiego i domowe zwycięstwo Arki

(Fot. Maciej Czarniak / Agencja KFP / Trojmiasto.pl(

To nie był piękny mecz, w pierwszej połowie był momentami wręcz szpetny. W drugiej Arka wykorzystała to, co GKS Tychy podawał jej na tacy. Goście sami sobie utrudniali życie, a gospodarze potrafili z tego zrobić użytek. Ostatecznie gdynianie pokonali dotychczasowego lidera Fortuna 1. Ligi 2:0, a ozdobą meczu było trafienie Olafa Kobackiego.

Pierwsze dwa kwadranse można spokojnie pominąć. Arka nie oddała strzału, GKS oddał dwa niecelne. Emocje jak na grzybobraniu. Tym większym szokiem było to, co nawyprawiał w 36. minucie Dominik Połap. Obrońca gości odepchnął jednego z chłopców odpowiedzialnych za podwawanie piłek. Chłopak może nie wywiązywał się najlepiej ze swoich obowiązków, ale Połap zachował się w sposób karygodny i idiotyczny. Zasłużenie otrzymał czerwoną kartkę, a po awanturze „as kier” obejrzał również trener gości Dariusz Banasik.

Usprawiedliwieniem dla gości może być jedynie to, że wcześniej o ich wyższe ciśnienie skutecznie zadbał arbiter. Przy dośrodkowaniu w pole karne Arki Martin Chudy wyszedł do piąstkowania, piłki nie sięgnął, ale poturbował Wiktora Żytka. VAR analizował sytuację, rzutu karnego nie podyktowano, ale raczej się gościom należał.

CUDOWNY GOL KOBACKIEGO

Do przerwy ostatecznie najlepszą okazją był strzał głową Bartosza Śpiączki z 12 metrów. I niech to będzie podsumowanie piłkarskiej strony tej części gry. W drugiej połowie grająca w przewadze Arka postanowiła naruszyć gości i w końcu zaczęła stwarzać sytuacje. Pierwszą był groźny strzał z dystansu Sebastiana Milewskiego. Maciej Kikolski spisał się bez zarzutu. Szans nie miał w kolejnej akcji. Olaf Kobacki dośrodkował z rzutu rożnego, piłka jednak do niego wróciła. Ruszył do lewej nogi i cudownie podkręcił przy dalszym słupku. Palce lizać. Skrzydłowy mówił przed meczem, że chciałby sobie coś tym sezonem udowodnić po poprzednim, który był rozczarowaniem. W pierwszych pięciu meczach zdobył trzy gole – sporo już udowodnił.

Arka prowadziła od 52. minuty, chwilę później mogła podwyższyć, ale Jakub Budnicki faulem powstrzymał szarżującego Mielewskiego tuż przed polem karnym. Gospodarze zaczęli taśmowo stwarzać sytuacje, ale albo się mylili (jak Karol Czubak, który głową grał dużo poniżej swoich możliwości), albo zatrzymywał ich Kikolski (który na linii miał sporo szczęścia, ale wyglądał też znakomicie, gasząc Skórę czy Czubaka).

Wyglądało to tak, jakby Arka prosiła się o gola i stratę punktów. Ale w końcówce Mateusz Radecki pojęcie „proszenie się o gola” zdefiniował na nowo. GKS był w odwrocie, mocno naciskany, a 30-letni obrońca ruszył z piłką w stronę własnej bramki. Atakowali go Kacper Skóra i Karol Czubak. Skóra piłkę wyłuskał, Czubak dopełnił formalności. Zachowanie Radeckiego wytłumaczenia nie ma.

Chwilę później goście grali w dziewięciu, ale tylko przez moment. Arbiter pogubił się, zamiast żółtej kartki dla Kacpra Skóry, po raz drugi w meczu ukarał Jakuba Budnickiego. Na swoje szczęście po podpowiedzi od asystenta zdołał wszystko uporządkować. Ale było to też w pewien sposób podsumowanie słabego występu arbitra Jacka Małyszka.

Więcej emocji już nie było, Arka bez nerwów wytrzymała do końca, próbując jeszcze raz ukłuć. Na wyróżnienie na pewno zasługuje Olaf Kobacki, ale bardzo dobrze prezentował się też Kasjan Lipkowski, rzucany między kilkoma pozycjami. Znów trafia też Karol Czubak. Ma Arka pierwsze domowe zwycięstwo, szkoda tylko, że oglądały je głównie puste, smutne krzesełka.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj