Lechii tym razem zabrakło jakości. Znów nie przegrywa, ale też traci punkty

(Fot. Krzysztof Mystkowski / Agencja KFP)

Zabrakło lepszej finalizacji. To prosty, być może najprostszy wniosek, ale też najlepiej puentujący mecz Lechii z Wisłą Kraków. Gdańszczanie stworzyli sporo okazji, w każdej czegoś jednak brakowało. Tej puenty, kropki nad „i”. Skończyło się zerem z przodu i zerem z tyłu. Bezbramkowym remisem.

Po meczu w Tychach wnioskowaliśmy, że indywidualna jakość była głównym atutem Lechii. Jednostki zrobiły różnicę. Po spotkaniu z Wisłą Kraków w Gdańsku wniosek opiera się na tych samych fundamentach, ale efekt jest inny. Tym razem jakości w ofensywie, zwłaszcza w finalizacji akcji, zabrakło. Wisła też jej nie miała, skończyło się bezbramkowym remisem.

ZABRAKŁO SKUTECZNOŚCI

Sytuacji nie brakowało. Najpierw kreował je głównie Rifet Kapić, później działało to nieco bardziej kolektywnie. Mógł w pierwszej połowie trafić Camilo Mena, ale uderzył niecelnie. Mógł w drugiej z rzutu wolnego Ivan Żelizko. Też zabrakło precyzji. Analogii do spotkania w Tychach jest z resztą więcej. Tam Tomas Bobcek idealnie wyczekał na linii spalonego, dostał podanie i trafił na 3:1. W Gdańsku podanie dostał Maksym Khlan, ale choć trafił do siatki, to gola nie zdobył. Bo złamał linię spalonego.

MÓGŁ BYĆ BOHATEREM

Niewiele wniosły zmiany, chociaż mało brakowało, a o Kacprze Sezonience pisalibyśmy jako o jednym z bohaterów meczu. W ostatniej minucie rozegrał akcję na prawej stronie, dobrze dograł w pole karne do Dominika Piły, ale ten postawił na siłę i – nie jest to niespodzianka – nie trafił w światło bramki.

Wisła też miała swoje okazje, najlepszą po dośrodkowaniu i strzale głową, ale piłka trafiła prosto do koszyczka Bogdana Sarnawskiego, który poradził sobie też z groźnym uderzeniem Jarocha z dystansu. Miał spore problemy, ale dał radę.

To nie była piłkarska uczta, ciekawie było na trybunach, na których pojawiło się 12003 osób. Był pokaz świateł, była efektowna oprawa. Kibice ostatecznie mogą być jednak rozczarowani, bo Lechia bardziej straciła dwa punkty niż wywalczyła jeden.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj