Cudowny gol Neugebauera i… nic więcej. Lechia ukarana za minimalizm

(Fot. PAP/Maciej Kulczyński)

Zaczęło się fenomenalnie. Tomasz Neugebauer zachwycił fantastycznym uderzeniem z prawie połowy boiska. To była 12. minuta. I był to też ostatni celny strzał Lechii we Wrocławiu. Gdańszczanie prosili się o stratę bramki i doprosili się w doliczonym czasie gry. Ze Śląskiem we Wrocławiu zremisowali 1:1.

20 maja 2023 roku. Lechia rozgrywa ostatni mecz w ekstraklasie przed własną publicznością. Nie ma już szans na utrzymanie, jedynym celem jest przyzwoite pożegnanie się z kibicami. Gra z Legią Warszawa i wygrywa po cudownym trafieniu Macieja Gajosa z połowy boiska. Później jest jeszcze mecz z Piastem Gliwice, niedokończony, po którym gdańszczan ukarano walkowerem.

19 lipca 2024 roku. 13 miesięcy później. Lechia rozgrywa pierwszy mecz w ekstraklasie po rocznej banicji na zapleczu. 12 minuta, Tomasz Neugebauer dopada do źle podanej piłki. Nie przyjmuje, nie zastanawia się, nie marnuje czasu. Uderza idealnie. Bramkarz Rafał Leszczyński nie jest nawet szczególnie daleko wysunięty, ale piłka jest tak podkręcona, że kompletnie go myli. Lechia z hukiem spadała i z hukiem przywitała się z ekstraklasą.

To był idealny strzał, ale poza nim Lechia niewiele zrobiła, by w pierwszej połowie zaskoczyć Leszczyńskiego. Na samym początku nieźle uderzył Louis D’Arrigo i to tyle. Śląsk też miał swoje szanse i testował Bogdana Sarnawskiego, a ten pokazał się z każdej strony. Z tej dobrej, kiedy rewelacyjnie reagował na linii i co najmniej dwukrotnie uchronił Lechię od straty bramki. Ale też z tej dużo gorszej, kiedy niepewnie zachował się przy strzale z dystansu Mat

LECHIA BEZ STRZAŁU

Lechia miała jednak dużo więcej problemów niż niepewne zachowania Sarnawskiego. W drugiej połowie była bardzo biedna mając piłkę. Nie potrafiła jej utrzymać na połowie przeciwnika, atakowała w prosty, wręcz prostacki sposób. Oddała jeden strzał – z rzutu wolnego prosto w mur w doliczonym czasie gry. Miała być przebojowa i ofensywna, a grała tak, że pod bramką Leszczyńskiego wiało nudą.

Śląsk miał piłkę, mnóstwo czasu spędzał na połowie Lechii, ale drużyna Jacka Magiery już w zeszłym sezonie niejednokrotnie pokazała, że nie jest najbardziej finezyjnie atakującą ekipą. Z defensywą Lechii radziła sobie kiepsko, no, chyba że gdańszczanie sami pomagali, co – jak już wspomnieliśmy – parę razy miało miejsce. Już w doliczonym czasie gry Nahuel Leiva był blisko wyrównania, uderzył znakomicie, ale Sarnawski zachował się jeszcze lepiej i sparował piłkę na rzut rożny. Najgroźniejsze były dośrodkowania gospodarzy i w końcu w ten sposób dopięli swego. Po wrzutce w pole karne piłkę zgrał w 92. minucie Alex Petkov, a Tommasso Guercio z bliska wyrównał.

Nie można mieć do gdańszczan wielkich pretensji. Okres przygotowawczy był jak zwykle burzliwy, transfery przyszły późno, a niektórzy piłkarze nie byli gotowi do gry na 100%. Zabrakło Maksyma Chłania czy Tomasa Bobczka, problemów naprawdę nie brakowało. Pretensje można mieć jednak o zbyt dużą pasywność po przerwie. Za ten minimalizm Lechia została ukarana i dlatego z Wrocławia wywozi punkt, a nie trzy.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj