Szok i niedowierzanie. Zwolnienie Grabowskiego nie pomogło, Lechia dalej gra beznadziejnie

(Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz)

Efekt nowej miotły może i istnieje, ale w Gdańsku nie zadziałał. Może się to wydać szokujące, ale zwolnienie Szymona Grabowskiego nie wystarczyło. Lechia dalej wygląda jak drużyna, która do ekstraklasy trafiła przez przypadek. Z GKS-em Katowice nawet nie nawiązała walki i przegrała 0:2.

Paulo Urfer to geniusz. Wizjoner, na jakiego Lechia czekała. Doskonale zdiagnozował problemy, znalazł i odciął kotwicę, przez którą biało-zieloni nie mogli wypłynąć na szerokie wody. Zwolnił Szymona Grabowskiego i poszło. Odmieniona Lechia rozgromiła GKS Katowice i ruszyła w górę tabeli.

No nie, nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Lechia w Katowicach wyglądała beznadziejnie, zanim zdążyła cokolwiek zrobić, przegrywała 0:2 i było po meczu. Błyskotliwe wystawienie Loupa Diwana-Gueho w podstawowej jedenastce i przesunięcie wyżej Dominika Piły jakimś cudem nie odmieniło obrazu gry gdańskiej kapeli, która od początku do końca fałszowała. Skapitulowała po kwadransie, Arkadiusz Jędrych nie niepokojony spokojnie wykończył głową dośrodkowanie w pole karne.

DRUGI CIOS PRZED PRZERWĄ

Wcześniej głową mógł też trafić Oskar Repka, również niepilnowany, ale uderzył nad poprzeczką. GKS cofnął się, oddał piłkę i kibice Lechii mogli się przez kilka chwil oszukiwać, że ich drużyna zaczyna grać lepiej. Na ziemię sprowadzeni zostali tuż przed przerwą. Sebastian Bergier wyprowadził, a później też wykończył kontratak. Nie była to akcja błyskawiczna, ale na tle obrony Lechii wyglądała, jakby przeprowadził ją Real Madryt Jose Mourinho.

Wynik 0:2 do przerwy idealnie oddawał obraz gry. Lechia nie potrafiła poważnie zaatakować, jedyną, marną zresztą szansę miał Maksym Chłań, ale uderzył prosto w bramkarza. W drugiej połowie gospodarze właściwie nic już nie musieli. Po pierwsze prowadzili dwiema bramkami, ale po drugie nie byli tak naprawdę poważnie testowani przez gdańszczan. Gospodarze się cofnęli, goście musieli rozgrywać i to już była przeszkoda nie do przeskoczenia.

Znów można było się pooszukiwać, kiedy Bogdan Wjunnyk oddał niecelny, ale nieźle wyglądający strzał w 60. minucie. Ale to była bodaj najlepsza akcja biało-zielonych i niech to będzie podsumowanie tego żenującego występu Lechii.

GKS Katowice – Lechia Gdańsk 2:0

NACHODZĄ POSIŁKI?

To widowisko z trybun, w towarzystwie Urfera, oglądał John Carver. To aktualny asystent selekcjonera reprezentacji Szkocji Steve’a Clarka. Dobrze zna się z Kevinem Blackwellem i w czerwcu na łamach portalu Weszło.com zapewniał, że chętnie zawitałby do Gdańska.

– To niesamowity gość, jedna z najciężej pracujących osób, jakie znam. Pamiętam, że w Leeds harował od świtu do zmierzchu. Kiedy Lechia awansowała do ekstraklasy, wysłałem mu gratulacje. Nie mogę się doczekać, aż się zobaczymy. Muszę zdradzić, że pociąga mnie polska piłka, cała jej otoczka. Nadal jestem otwarty na pracę pierwszego trenera i myślałem o tym, że ciekawy projekt w tym kraju byłby bardzo interesujący, kuszący. Wiem, że gra się u was trochę inaczej, ale to byłaby ciekawa próba – mówił w rozmowie z Szymonem Janczykiem.

To były prorocze słowa, pół roku później Carver pojawi się w Gdańsku i przejmie stery okrętu, który tonie.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj