24 godziny na przejście stu kilometrów – takie zadanie stoi przed uczestnikami kolejnej edycji biegu Harpagan, który dziś odbywa się w Kwidzynie. Na linii startu pojawiło się około tysiąca śmiałków. Trasy wyznaczono głównie w pobliskich lasach, w których nietrudno się zgubić. – Punkty kontrolne w większości są w lasach: na południe w kierunku Gardei, na wschód w stronę Prabut lub na północ do Sztumu. Korzystając z mostu na Wiśle uczestników rowerowego wyścigu wysyłamy też w okolice Gniewa, mówi organizator Harpagana Karol Kalsztein. Każdy uczestnik o trasie dowiaduje się dopiero na starcie. Wtedy też dostaje mapę z wyznaczonymi punktami kontrolnymi.
– Startuje się na czuja. Trzeba mieć kompas, orientację w terenie i mnóstwo dobrego humoru, żeby po drodze się nie nudziło, mówi jedna z uczestniczek. Najstarsi biegacze Harpagana mają powyżej 70 lat. Najmłodsi – towarzyszą rodzicom w dziecięcych wózeczkach.
– Były już takie osoby, które bez żadnych przygotowań przyszły na linię startu i miały taką kondycję, że całą trasę pokonały i zdobyły miano Harpagana. Są też osoby, dla których sto kilometrów w dobę to chleb codzienny, pokonują takie trasy raz na dwa tygodnie, dodaje Karol Kalsztein. Uczestnicy Harpagana mają czas do 22:00, żeby pojawić się na linii mety. Ci, dla których doba biegu na orientację to za dużo, wybrali krótsze dystanse – od 10 do 50 kilometrów.