Sprawa pobicia meksykańskich marynarzy znów na wokandzie. „Czuję się ofiarą tej sytuacji”

Sprawa pobicia meksykańskich marynarzy na plaży w centrum Gdyni wróciła do sądu. Obrońcy skazanych chcą złagodzenia wyroków. W styczniu gdyński sąd skazał 7 kibiców Ruchu Chorzów na kary bezwzględnego więzienia. Jeden z kibiców miał trafić za kratki na 2 lata i 2 miesiące, pozostałych sześciu na rok i 10 miesięcy. Apelacje od wyroków złożyli wszyscy skazani. Zdaniem ich obrońców kary są zbyt surowe, a proces, w którym je wydano, nosi znamiona procesu pokazowego, powiedział reporterowi Radia Gdańsk, Wojciech Cieślak obrońca jednego z oskarżonych. Jego zdaniem komentarze Ministra Spraw Wewnętrznych i prezydenta Gdyni sprawiły, że w odbiorze społecznym kibice utrwalili się jako napastnicy i sprawcy pobicia.

Według mecenasa, nie doszło do pobicia, a do zwykłej bójki. Czyn jego klienta oraz pozostałych kibiców nie był także, jak przekonuje w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk, czynem chuligańskim. Adwokat wskazuje także, że właśnie ze względu na fakt, że proces stał się procesem pokazowym, wydano wyjątkowo surowe wyroki. Oprócz kar więzienia zasądzono także od kibiców na rzecz każdego z poszkodowanych 3 tys. zł.

Dwóch pokrzywdzonych Meksykanów reprezentuje adwokat Jacek Potulski, który w procesie pełni rolę oskarżyciela posiłkowego. Co ciekawe, według prawnika, sąd powinien wydać kary w zawieszeniu lub nieprzekraczające jednego roku pozbawienia wolności, dzięki czemu kibice nie musieliby trafić do więzienia, a można by zastosować dozór elektroniczny. – To jest w interesie moich klientów, ponieważ kibice, siedząc w więzieniu nie będą mogli pracować, a co za tym idzie wpłacić zadośćuczynienia, powiedział Potulski.

Z adwokatem Meksykanów nie zgadza się prokurator Barbara Wnętrzak-Damianos. Jej zdaniem wyrok gdyńskiego sądu był surowy, ale adekwatny do stopnia zawinienia, społecznej szkodliwości czynów i spełniający wymogi prewencyjne.

Reporter Radia Gdańsk rozmawiał także z jednym z oskarżonych kibiców. Sławomir N. twierdzi, że stał się ofiarą zajścia, na dowód pokazując bliznę po ranach zadanych mu, jak przekonuje, przez Meksykanów. – Po tym zajściu trzech kibiców Ruchu Chorzów miało rany cięte i kłute zadane roztrzaskanymi butelkami. Tymczasem Meksykanie ich nie mieli. To kto tu był napastnikiem, a kto ofiarą? Sąd uznał, że to nasi koledzy przez przypadek nas ranili butelkami. To nieprawda. Czuję się ofiarą tej sytuacji i domagam się uniewinnienia, powiedział Sławomir N.

Wyrok Sądu Okręgowego zapadnie w najbliższy wtorek.

sp/oo
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj