Do gdańskiego schroniska trafił zakrwawiony i okaleczony. Próbował schować się przed zimnem pod maską samochodu, kierowca go nie zauważył i ruszył. Na szczęście historia zakończyła się happy endem. Zwierzę trafiło do schroniska Promyk w przeddzień Wigilii. – Stan kota był po prostu straszny. Miał urwaną przednią łapę, rozległe krwawiące rany na szyi, brzuchu, grzbiecie, wewnątrz pyszczka, wspomina kierownik placówki Piotr Świniarski. Zwierzę przeszło operację, ale doszło już do siebie.
W piątek przyjechała po kotka rodzina, która zabrała go do nowego domu. – Strasznie chciałam go zobaczyć, bo kocham koty. Wygląda okropnie, jak po wojnie, przyznała Marysia, która wraz z rodzicami przyjechała po zwierzę.
– Zobaczyliśmy kotka w Internecie, bo po jego wypadku było o nim głośno. Od razu postanowiliśmy, że po niego przyjedziemy, zaopiekujemy się nim i zabierzemy go do domu, do Warszawy. To była spontaniczna decyzja. W domu czekają na niego koledzy, bo mamy jeszcze dwa koty, powiedział Adam Jakonik, nowy opiekun kota.
– Osoby, które przyjeżdżają po kota kilkaset kilometrów są na pewno ogromnymi miłośnikami zwierząt. Można mieć pewność, że będą dobrze opiekowali się kotem, dodaje kierownik gdańskiego schroniska.