Głośna sprawa rowerzysty z Gdyni, który chciał pomóc policji, a został przez nią ukarany, do ponownego rozpatrzenia. Tak zadecydował Sąd Okręgowy w Gdańsku. Krzysztof Kęsik dostarczył policji w zeszłym roku film, na którym widać jak grupę osób jadących na rowerach w niebezpieczny sposób wyprzedza samochód osobowy. Funkcjonariusze na podstawie nagrania nałożyli na kierowcę mandat, ale ukarać chcieli również rowerzystę twierdząc, że jechał zbyt daleko od krawężnika. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Gdyni, a ten rowerzystę uniewinnił, uznając, że nie można udowodnić, że to on jechał rowerem, na którym była zamontowana kamera. Policja jednak od wyroku się odwołała i do apelacji dołączyła nagranie rozmowy w jednej z telewizji, w której Krzysztof Kęsik potwierdza, że to on prowadził rower.
Zdaniem sędzi Anny Hodysz z sądu okręgowego, brak tego filmu podczas rozprawy przed sądem pierwszej instancji nie pozwalał ustalić, kto jechał rowerem, tym bardziej, że rowerzysta odmówił wtedy składania wyjaśnień. Tymczasem posiadając ten film sąd ma dowód, że to właśnie Kęsik jest autorem nagrania. Tym samym można skupić się na sednie sprawy – nie na rozstrzyganiu, kto siedział wtedy na rowerze, a na tym, czy poruszał się poprawnie. To wszystko sprawiło, że sprawę skierowano do ponownego rozpatrzenia w sądzie rejonowym.
Krzysztof Kęsik w rozmowie z Radiem Gdańsk, przyznał, że liczył iż sprawa dzisiaj się zakończy. – W mojej ocenie nie zrobiłem nic złego. Chciałem pomóc, do czego zresztą namawiała sama policja w akcji „Stop agresji na drodze”. Trudno, sprawa będzie miała swój ciąg dalszy, ale ja mam nadzieję, że to jednostkowy przypadek i policja nie będzie w przyszłości ścigała tych osób, które chciały jej pomóc, powiedział rowerzysta.
Z kolei jego mecenas Tomasz Złoch wytykał policji absurdalne działanie. – Mój klient powinien otrzymać od policji podziękowanie za obywatelską postawę, a nie być narażony na wielomiesięczne trudy i znoje związane z tym postępowaniem, powiedział mecenas.