Prezydenci Gdańska o tym, co udało się zrobić w ciągu 25 lat polskiej samorządności

Pierwsze lata polskiego samorządu były nieudolne i trudne, wszystkiego musieliśmy się uczyć – tak mówią zgodnie prezydenci Gdańska. Jacek Starościak, Franciszek Jamroż, Tomasz Posadzki i Paweł Adamowicz debatują dziś o tym, co udało się zrobić w ciągu 25 lat. Paweł Adamowicz przyznaje, że pierwsze posiedzenia rady miasta były bardzo nieporadne. – Miałem wtedy 25 lat i byłem jedyną osobą, która znała się na prawie. Często proszono mnie o interpretację przepisów. Wszyscy się uczyliśmy. Przecież nikt z nas nie wychował się w samorządzie terytorialnym, nie było do czego się odwołać. Ten start był trudny. Dziś pewnie nie pamiętamy tej szarzyzny w Gdańsku, złego oświetlenia, zniszczonych autobusów. Było mnóstwo problemów przede wszystkim prawnych. Z własności państwowej trzeba było przejść na komunalną, porządkowaliśmy księgi wieczyste. To było mało spektakularne, ale trzeba było to zrobić, bo samorząd nie mógłby funkcjonować.

Franciszek Jamroż, prezydent Gdańska w latach 1991-1994 dodaje, że musieli się wtedy zmierzać z dziś – wydaje się – prozaicznymi sprawami. – Spotykaliśmy się w dzielnicach z mieszkańcami. Przychodziło wtedy na nie nawet do pięciuset osób. I wspólnie decydowaliśmy, co trzeba zrobić. Najważniejsza wtedy okazała się sprawa wody i otworzenie plaż, które były zamknięte z powodu zanieczyszczenia. Udało nam się to w ciągu roku. Ekipy po prostu zablokowały spływ ścieków do potoku oliwskiego. Potem zajęliśmy się budową mola w Brzeźnie i kolektora. Trzeba było odprowadzić wody deszczowe wgłąb lądu.

Jacek Starościak, prezydent Gdańska w latach 1990-1991 wspomina jak funkcjonował na początku urząd. – Zdarzały się sytuacje, że na kolegia wtargali do nas różni ludzie, licząc, że na miejscu załatwią swoje sprawy. Zgłosiła się na przykład siostra Pallotynka, by wybudować dom pomocy społecznej lub ksiądz Henryk Jankowski w sprawie utworzenia prywatnego liceum. Prawo było zbyt słabe i trzeba było je jakoś „naginać”, by spełnić oczekiwania mieszkańców. Wydawało nam się, że jeżeli nie spełnimy tych próśb, to wyjdziemy na nieudaczników.

Tomasz Posadzki, prezydent Gdańska w latach 1994-1998 wspominał, że administracja rządowa nie chciała przekazywać swoich kompetencji. – Ruch na rzecz zmian był bardzo silny, ale władza centralna bardzo utrudniała działania na szczeblu lokalnym.

Pierwsze wybory samorządowe odbyły się 27 maja 1990 roku.

js/mc
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj