Są tam tysiące ofiar. Często nikt już o nich nie pamięta. Tak wyglądają podwodne cmentarze [ZDJĘCIA]

goya1

Kości, szczątki ubrań, butów, a nawet wózki dziecięce. Morza i oceany na całym świecie kryją w sobie setki cmentarzy. To wraki zatopionych przez wieki okrętów cywilnych i wojskowych, za którymi kryją się ludzkie tragedie.

Tomasz Stachura, fotograf-płetwonurek, który wielokrotnie brał udział w podwodnych wyprawach przyznaje, że za każdym razem to, co zastaje pod wodą wywiera na nim ogromne wrażenie. Ale nie od razu. W związku z tym, że nurkowanie techniczne jest bardzo precyzyjne, na dole nie ma miejsca na emocje. – Tego, co wydarzyło się na danym wraku tam na dole się nie czuje. Nurkowanie samo w sobie na dużą głębokość jest tak wymagającym zajęciem, że trzeba być maksymalnie skupionym, mówi.

KOŚCI POD WODĄ NIE ROBIĄ WRAŻENIA

Schodząc z aparatem, najpierw wykonuje to wszystko, co sobie założył. – Dopiero po powrocie na powierzchnię na komputerze oglądam zdjęcia i wtedy przeżywam to wszystko bardziej, bo mogę obejrzeć zdjęcia w spokoju, mówi Stachura i dodaje, że często na ekranie widzi dużo więcej, niż pod wodą.

Wyprawa na wrak Goi fot. youtube.com

To nie jest tak, że człowiek bardzo przeżywa, jak tylko zobaczy kości. Są praktycznie wszędzie, bo, jak mówi Stachura, każdy wrak się wiąże z jakąś katastrofą. – Często bywa tak, że dotykamy jakiejś rzeczy, nie wiemy co to jest, po czym okazuje się, że to czaszka. Może to brzmi dziwnie, ale to nie robi tak dużego wrażenia, jakbyśmy się spodziewali. Dopiero potem jak o tym rozmawiamy na powierzchni, to faktycznie to do nas dociera.

BAŁTYK KRYJE WIELE HISTORII

Choć Tomasz Stachura nurkował już w wielu wodach na całym świecie, uważa, że Morze Bałtyckie jest do tego najlepszym miejscem z dwóch powodów. Pierwszym jest historia. Liczne konflikty, które rozgrywały się tu przez wieki „dostarczyły” Bałtykowi wielu wraków. 

Drugi powód jest biologiczny. – Woda w Bałtyku fenomenalnie konserwuje drewniane statki. Nurkowałem na wrakach pięćsetletnich, które były bardzo dobrze zachowane. Wyglądały, jakby zatonęły wczoraj. Niskie zasolenie, niskie natlenienie wody powoduje, że drewno zachowuje się fantastycznie.

franken3

Wyprawa na wrak Frankena fot. stachuraphoto.com/Tomasz Stachura

Woda w Bałtyku konserwuje nie tylko drewno. – Nurkowaliśmy kiedyś na 100 metrach, to był prawdopodobnie XVII lub XVIII-wieczny żaglowiec. Na pokładzie leżały dwa bardzo dobrze zachowane szkielety. Te kości to jakby element wraku. Zwłaszcza, że jeśli szkielet ma 300 lat to jest już raczej po prostu obiektem historycznym, opowiada Stachura.

WILHELM GUSTLOFF – NAJWIĘKSZA MORSKA KATASTROFA

Morze Bałtyckie znane jest z podwodnych cmentarzy. Chyba najsłynniejszym jest Wilhelm Gustloff – przed II wojną światową niemiecki statek pasażerski, flagowy statek wycieczkowy floty organizacji nazistowskiej Kraft durch Freude.

gustloff1

Wilhelm Gustloff fot. stachuraphoto.com/Tomasz Stachura

W swój ostatni rejs jednostka wyruszyła 30 stycznia 1945 roku. Przy mijaniu Ławicy Słupskiej na wysokości Łeby „Wilhelm Gustloff” został trafiony 3 torpedami, wystrzelonymi przez radziecki okręt podwodny S-13 dowodzony przez komandora podporucznika Aleksandra Marineskę. Wydarzenie to określa się jako największą katastrofę morską w historii. Zatonęło wtedy prawie 9 tysięcy osób, uratowało się niewiele ponad 1200.

Tomasz Stachura, który uczestniczył w wyprawie na Gustloffa opowiada, że choć wiadomo, że wrak kryje w sobie ogromną tragedię, na pierwszy rzut oka nie jest to widoczne. – To obiekt, na którym nurkowało tysiące osób, był bardzo eksplorowany. Rosjanie w połowie ubiegłego wieku bardzo zniszczyli Gustloffa, wyciągając z niego wszystko co się dało, wyjaśnia.

gustloff3

Wilhelm Gustloff fot. stachuraphoto.com/Tomasz Stachura

– Nurkując na takim obiekcie człowiek wie, że miała miejsce tam straszna katastrofa, bo każdy z nas wielokrotnie czytał książki na ten temat. Niewiele jest tam jednak elementów, które przywodzą na myśl tę tragedię. Zdarzają się sytuacje, że natrafi się na przykład na wózek dziecięcy, ale potrzeba dużej wyobraźni, żeby na podstawie paru kółek i paru drutów w głowie go sobie ułożyć, dodaje Stachura.

GOYA – BIAŁY OD KOŚCI

Zupełnie inaczej jest w przypadku Goi. To niemiecki motorowy statek transportowy używany podczas II wojny światowej, którego zatopienie przez okręt podwodny było drugą pod względem liczby ofiar, po zatopieniu Wilhelma Gustloffa katastrof morskich w historii. W swoim ostatnim rejsie Goya płynął w konwoju statków wiozących niemieckich uciekinierów z Prus Wschodnich i Gdańska. 16 kwietnia 1945 u wybrzeży południowego cypla Mierzei Helskiej – po czterech godzinach od wyjścia z portu – został zaatakowany i uszkodzony przez radzieckie bombowce. 

goya3

Goya źródło: youtube.com

Mimo to jego zatonięcie nie jest tak znane, jak Gustloffa, choć liczba ofiar była podobna. – W związku z tym, że na Gustoffie byli cywile, to ta tragedia odbiła się szerokim echem na świecie. A ponieważ na Goi byli wojskowi, to już się tak o tym nie mówiło, uważa Tomasz Stachura. 

Goya jest wrakiem, który teraz jest zamknięty do nurkowania. Być może dlatego zachował się w doskonałym stanie. Jak opowiada Stachura, leżą na nim tysiące kości. – Robi to niesamowite wrażenie, bo Goya to był mały statek, miał bodajże 130 m. I na takiej małej jednostce upchnięto 9 tysięcy ludzi, czyli tyle co wchodzi na porządny duży mecz piłkarski. Uratowało się tylko nieco ponad sto osób.

Zdaniem Tomasza Stachury to właśnie Goya jest największą tragedią morską. Jak mówi, dla nurka eksplorowanie jej wraku jest na pewno większym przeżyciem niż Gustloffa, bo ludzkie szczątki są po prostu wszędzie. – Jak się schyla do ładowni wygląda to tak, jakby ten statek przewoził kości, bo jest ich tam pełno. Zostały także pasy od spodni i buty, bo tylko te rzeczy przez 70 lat się zachowały. Każde pomieszczenie pełne jest kości i to naprawdę szokuje, opowiada fotograf.

FRANKEN – 3 DODATKOWE OFIARY

Największe wrażenie wywarł na nim Franken – niemiecki tankowiec o napędzie mechanicznym zatopiony w 8 kwietnia 1945 roku przez lotnictwo radzieckie. Uważany za jeden z najatrakcyjniejszych wraków w Bałtyku, jest zarazem bardzo niebezpieczny. Mimo to przyciąga początkujących nurków, którzy chcą spróbować czegoś trudniejszego.

franken1

Franken fot. stachuraphoto.com/Tomasz Stachura

Leży na głębokości 72 metrów. – Jest to bardzo trudny wrak, do którego można wejść i penetrować pomieszczenia. Zginęło na nim trzech nurków – jeden Czech i dwóch Polaków. Więc do całej listy ofiar, które Franken miał na swoim koncie, kiedy tonął w 1945 roku trzeba dopisać te trzy osoby, mówi Stachura.

KAPSUŁY CZASU

Płetwonurek z Gdyni przyznaje, że uwielbia nurkowanie i jest zakochany we wrakach. Uważa, że są piękne i stara się to pokazać. – Robią nieprawdopodobne wrażenie. Ja zawsze mówię, że to kapsuła czasu, bo jeśli wchodzimy na wrak, który zatonął 70 lat temu, to bardzo często jesteśmy tam pierwszymi żywymi istotami. Po ułożeniu rzeczy możemy się domyśleć, co się wydarzyło, do jakiej tragedii doszło, opowiada nurek.

Maria Anuszkiewicz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj