„Pół żartem pół serio” (1959) – kryminał według Wildera
Fot.: wikipedia.org
Marilyn Monroe zapisała się na kartach historii jako największa seksbomba lat 50. Jej znakami szczególnymi były włosy w kolorze jasnego blondu (których odcień zmieniał się przy każdym kolejnym filmie), zmrużone oczy i pełne, czerwone usta. Jako pierwsza tak śmiało poruszała się kręcąc biodrami, a jej wysoki, dziecinny głos wzbudzał tkliwość i czułość. Mało kto jest świadomy, że aktorka była delikatnie mówią trudna i humorzasta. Przekonał się o tym dwukrotnie Billy Wilder, reżyserując z nią „Słomianego Wdowca” (oparty na sztuce broadwayowskiej „Seven Year Itch” z 1955 roku) oraz „Pół żartem, pół serio” (1959 rok), który przez wielu jest uznawany za najlepszą komedię w historii.
NO CÓŻ, NIKT NIE JEST IDEALNY
Wilder był mistrzem absurdalnego humoru. Tematy trudne i niecodzienne potrafił przedstawić w lekki, zabawny sposób. I tak mamy historię dwóch muzyków (Tony Curtis i Jack Lemmon), którzy są świadkami rozstrzelania wrogów chicagowskiej mafii (scena rodem z filmu gangsterskiego lat 30.). Uciekają przed egzekutorami przyłączając się do żeńskiego zespołu muzycznego. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że aby móc wyruszyć w podróż, muszą się przebrać za … kobiety. Solistką zespołu jest zagubiona i głupiutka Sugar Kowalczyk (Marilyn Monroe). Dziewczyna lubi sobie chlapnąć i desperacko szuka bogatego kandydata na męża. Kolejnym elementem absurdalnej układanki są ekranowe zaręczyny Daphne (przebrany za kobietę Jack Lemmon) z multimilionerem Osgoodem Fieldingiem III (idealny do tej roli Joe E. Brown). Wilder wyśmiewa alkoholizm, transwestytów a nawet związki homoseksualne cynicznie podsumowując: „No cóż, nikt nie jest idealny”.
Film stanowi klasykę komedii, jednak praca na planie bardziej przypominała melodramat. Marilyn Monroe odurzona narkotykami i alkoholem spóźniała się lub w ogóle nie przychodziła na plan. Ujęcia z nią powtarzano nawet pięćdziesięciokrotnie. Wilder zostawiał jej kartki z kwestiami w miejscach niewidocznych dla widza, jednak niewiele to pomagało. Na domiar złego Tony Curtis bardzo narzekał na współpracę z aktorką (ze względu na jej brak profesjonalizmu), a całowanie jej porównywał do całowania się z Hitlerem. Niezależnie od gęstej atmosfery panującej na planie, trzeba przyznać – przyniosła ona kapitalne efekty na ekranie.
CIĄG DALSZY NA NASTĘPNEJ STRONIE