Śledczy chcą sprawdzić czy na miejscu tragedii, do której doszło w nocy z 11 na 12 sierpnia, drogi ewakuacyjne były widoczne, a sygnały alarmowe odpowiednio słyszalne.
Wtorkowy eksperyment procesowy ma związek z sierpniową nawałnicą. Wówczas, na obozie harcerskim w Suszku koło Rytla, pod zwalonymi drzewami zginęły dwie nastolatki. Teraz śledczy wraz z grupą świadków tamtych wydarzeń powrócili na miejsce zdarzenia.
SPRAWDZĄ ALARM
– Będziemy prowadzili uzupełniające czynności oględzin, bo z materiału dowodowego wynika, że część dzieci trafiła do jeziora, tam się schroniła. Będziemy też przeprowadzali taki mały eksperyment procesowy polegający na tym, że odtworzymy sygnał dźwiękowy, którym dzieci zostały powiadomione o alarmie. Część z nich twierdzi, że nie słyszała tego sygnału. Z kolei kierownictwo obozu twierdzi, że na pewno taki sygnał został włączony – mówi Renata Szamiel z Prokuratury Okręgowej w Słupsku
NOCNY EKSPERYMENT
Wtorkowy eksperyment procesowy ma potrwać do późnych godzin nocnych. Śledczy chcą możliwie najwierniej odtworzyć warunki panujące tam w dniu zdarzenia. Chodzi o przede wszystkim o zmrok i ograniczoną widoczność. Po ciemku badany będzie także dostęp do jednej z dróg ewakuacyjnych.
Dariusz Kępa/mili