Tu miało powstać m.in. Muzeum Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku. Piękna willa z Orzeszkowej niszczeje, a od patrzenia na nią serce się kraje

Prawie stuletnia historia i wpis do wojewódzkiego rejestru zabytków – niestety, to nie wystarczy. Niszczejąca willa przy ulicy Orzeszkowej 2 w Gdańsku jest kolejnym dowodem, że w przypadku ochrony dziedzictwa Gdańska działania władz miasta są niewystarczające.
Willa położona w centralnej części urokliwych gdańskich Aniołków. Dzielnicy, o której głównie za sprawą wielu inwestycji deweloperskich, mówi się coraz więcej. Niestety, są tu też takie zaniedbane perełki, od patrzenia na które w sercu rośnie olbrzymi żal.

Ponurych zdarzeń ciąg dalszy

Każda dekada istnienia willi niesie za sobą mało optymistyczną historię. Zabytkowy budynek służył m.in. jako biuro nadokręgu SS, gabinet komunistycznych struktur czy izba wytrzeźwień. Jednak pod względem technicznym, budynek przeżywa swój największy- i to nie tylko wewnętrzny – dramat właśnie teraz.

Od 14 lat w rękach prywatnych, pomimo zobowiązującego zapisu notarialnego, nie doczekał się żadnych prac budowlanych. Potwierdzają to pracownicy sąsiadującej firmy, którzy niejednokrotnie zgłaszali konieczność wyremontowania willi. Chociażby ze względu na koczujących w niej bezdomnych, którym realnie grozi przysypanie gruzem.

Gorzki zachwyt

Patrząc na budynek łatwo można sobie wyobrazić jej pierwotne piękno. Starsi mieszkańcy okolicy z zachwytem opowiadają o bogatych zdobieniach, zadbanych ogrodach czy pełnym przepychu wnętrzu. Obecny stan budynku zagraża wykreśleniu z Wojewódzkiego Rejestru Zabytków, co pozwoliłoby na zrównanie go z ziemią. Blacha z dachu jest już prawie w pełni wyrwana, elewacja zniszczona, okna powybijane, balustrada kamiennego balkonu rozbita, a drzewa zapuszczają korzenie w murach. To ostatnia szansa, żeby przywrócić willi dawny blask. Rzecznik Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków jednak zaznacza, że jakakolwiek inicjatywa musi wyjść ze strony właścicielki budynku.

Skąd taka bezsilność szerokich struktur odpowiedzialnych za ochronę zabytków? Własność prywatna o dużej wartości historycznej powinna podlegać szczególnej kontroli. Willa przy ulicy Orzeszkowej 2 zdaje się być zapomniana zarówno przez właścicielkę jak i miejskie urzędy.

Nieoczywiste intencje

W 2004 roku dom z działką o powierzchni 1427 m2 został sprzedany osobie prywatnej za ponad milion złotych. Z początku właścicielka chciała rozebrać budynek, na co nie zgodził się Miejski Konserwator Zabytków. W późniejszym czasie rozmawiała z Departamentem Kultury w Urzędzie Marszałkowskim, pytając o dotację na jego odrestaurowanie. Niestety środki jakimi dysponuje ta wojewódzka jednostka są zbyt małe. Wiadomo także, że właścicielka przeprowadziła na własny koszt ekspertyzy, które dały zielone światło na odrestaurowanie willi. W 2015 roku kamienica brała udział w konkursie ogłoszonym przez Zarząd Województwa Pomorskiego, jako materialne dziedzictwo kulturowe. Starając się o dofinansowanie do (z pewnością kosztownej) rewitalizacji. Właścicielka chciała otworzyć w budynku Muzeum Polaków w Wolnym mieście. Niestety projekt w trakcie oceny strategicznej nie uzyskał minimum punktowego. Rzecznik Wojewódzkiego konserwatora zabytków informuje, że pomysłów na zaadaptowanie willi było bardzo dużo, jednak żaden nie został poparty przez miejskie instytucje.

Właścicielka odmawia komentarza, prosząc o telefon na początku kwietnia. Być może świadczy to o kolejnej koncepcji na zdobycie dofinansowania do remontu willi. Możemy się tylko domyślać.

Mieszkańcy chcą rewitalizacji

Ostatnimi latami mieszkańcy gdańskich Aniołków zdają się tworzyć coraz bardziej świadome społeczeństwo, a z pewnością liczniejsze i mniej obojętne. Pytani o opinię na temat tego dwukondygnacyjnego budynku, jednogłośnie opowiadają się za odrestaurowaniem. Przecież całą okolicę głównie tworzą kamienice wybudowane w latach 20., które technicznie mają się bardzo dobrze.

Nie inne nastroje panują na forach internetowych, pełnych miłośników miejskiego dziedzictwa. Widoczne są liczne komentarze, stanowczo domagające się interwencji władz miasta. Niektórzy z nich piszą wprost o zorganizowaniu manifestacji na rzecz odnowienia willi.

Podobne przypadki

Sytuacja związana z willą przy ulicy Orzeszkowej 2 nie jest odosobnionym przypadkiem. Wystarczy spojrzeć na niszczejącą zajezdnię tramwajów konnych na skrzyżowaniu ul. Pomorskiej z al. Grunwaldzką. Od kilkunastu lat obiecywano odrestaurowanie, przedstawiano pomysły na rewitalizację. Jednak budynek doczekał się jedynie kilku prób podpalenia. Łatwo można znaleźć przykłady w gdańskiej Oliwie, chociażby niszczejący dwór przy ul. Bytowskiej 2. Nowy Port ma również trochę do opowiedzenia na ten temat. Na przykład XVIII- wieczny dwór Fischera, w fatalnym stanie technicznym, cztery lata temu również uległ pożarowi.

Niestety jest wiele budynków, które zdają się podzielać losy willi z Orzeszkowej 22. Czy władze miasta w końcu uskutecznią walkę o własne dziedzictwo? Czy ze smutkiem będziemy patrzeć jak materialne pobudki kończą historię tych niesamowitych obiektów architektonicznych.

Rys historyczny

Budowę willi zlecił Leon Yehuda Leib Astrachan, kupiec żydowskiego pochodzenia. Do 1919 roku mieszkający wraz z liczną, wielopokoleniową rodziną w Mińsku. W wyniku bezpośredniego zagrożenia ze strony Bolszewików zmuszony został do emigracji, podróżując przez Białystok w 1921 roku dotarł do Wolnego Miasta. Płynne wejście w miejski rynek świadczyło o zaplanowaniu a także zamożności kupca. Leon Astrachan stał się właścicielem tartaku (w Nowym Porcie) oraz lasów, co potwierdza reklama z 1924 roku. Rok po przybyciu kupca wraz z rodziną do Gdańska, przy ówczesnej Opitzstrasse 2 stanęła okazała, pełna przepychu- willa. W połowie lat 20. XX wieku rozpoczęła się trwająca do dziś smutna i ponura historia budynku. Właśnie wtedy żona kupca- Menucha, uległa paraliżowi, w wyniku którego mogła się poruszać jedynie za pomocą wózka inwalidzkiego. Na początku lat 30. część budynku była wynajmowana polskim urzędnikom celnym. Od 1933 roku willa stała się siedzibą Ekspozytury Inspektoratu Ceł w Gdańsku, pozostając własnością Leona Astrachana. Wraz z narastającymi nastrojami nazistowskimi oraz akcją pozbywania się z Gdańska mieszkańców pochodzenia żydowskiego, pod koniec lat 30. kupiec wraz z żoną był zmuszony opuścić miasto. Menucha trafiła do getta w Otwocku, podczas jego likwidacji została zastrzelona we własnym wózku inwalidzkim. Leon trafił do obozu zagłady w Treblince gdzie został zamordowany od razu po przybyciu transportu. Dwoje z trójki dzieci małżeństwa przeżyło wojnę, po jej zakończeniu spotkali się w Izraelu, gdzie ich potomkowie żyją do dziś.

Dalsze losy kamienicy

Wraz z wybuchem wojny- wille przejęła policja gdańska, niedługo później trafiła w ręce dowództwa nadokręgu SS „Wisła”. Mieściło się tam biuro odpowiedzialnego za liczne zbrodnie SS-manna Richarda Hildebranta. Uczestniczył on między innymi w eksterminacji osób chorych psychicznie w Kocborowie. Po zakończeniu wojny willa służyła zbrodniczym strukturom komunistycznym. Do lat 60. mieścił się tam Miejski Urząd Bezpieczeństwa, zajmujący się kontrolą obywateli. Kolejna funkcja jaką sprawował budynek nie zdaje się być bardziej optymistyczna. Umieszczono tam Izbę Wytrzeźwień. Równocześnie część budynku należała do Przedsiębiorstwa Gastronomiczno- Handlowego Konsumy, zaopatrującego sklepy i stołówki dla służb mundurowych PRL i członków PZPR. Przez niedługi czas w latach 90. mieścił się tam zakład opieki zdrowotnej.

Maksymilian Mróz/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj