Chorym i potrzebującym zwierzętom oddaje wszystko. Teraz sama zostanie z niczym

Przez lata pomagała chorym zwierzętom. Teraz sama pilnie potrzebuje pomocy. Pani Symeona z Gdyni i jej podopieczni stoją u progu eksmisji. Kobieta szuka nowego lokum dla siebie, 23 kotów i 2 psów.

O pani Symeonie Pek z Gdyni mówiliśmy już wcześniej na antenie Radia Gdańsk. Kobieta niespełna dwa lata temu, za naszym pośrednictwem, szukała domu dla wysłużonego psa wartownika – Ferdka. Zwierzę z dnia na dzień przestało być potrzebne w miejscu, w którym służyło 15 lat.

OSTATNIE SZCZĘŚLIWE CHWILE

Dzisiaj kobieta  sama potrzebuje wsparcia. Na skutek upadku firmy i rosnącego zadłużenia kredytowego bank przejął jej mieszkanie i wystawił na licytację. To oznacza, że lada moment kobieta i jej podopieczni zostaną bez dachu nad głową. Sama, z pracą na pół etatu nie jest w stanie wyjść na prostą. W swoim mieszkaniu, w bloku w Gdyni Cisowej pani Symeona razem z córką prowadzi coś w rodzaju hospicjum dla terminalnie chorych kotów i psów. Po przeciwnej stronie ulicy jest też woliera dla kotów. Niektóre ze zwierząt – jak psy – są adoptowane, inne znalezione czy podrzucone. Wszystkie wymagają stałej opieki, przyjmują lekarstwa i są pod kontrolą weterynarza. Filipek ma rozszczepienie kręgosłupa i jest na sterydach, Snupik na skutek ciągłego bicia ma uszkodzoną korę mózgową, jest psem pieluszkowym, niesamodzielnym. Jest też osiemnastoletnia kotka, która przestała już jeść i tylko śpi czy kot Ogryzio z rakiem krtani i alergią.

– Zajmuję się tymi zwierzętami, by przez ostatnie chwile życia były szczęśliwe i godnie odchodziły. Taka była idea tej pomocy – wyjaśnia pani Symeona. Zwierzęta są u niej od kilku dni do nawet kilku lat.

GDYBY NIE ONA, ZWIERZĘTA NIE MIAŁYBY SZANS

Kobieta nie wyobraża sobie sytuacji, w której zostawi swoich podopiecznych lub przekaże je do schronisk czy fundacji. – Większość tych zwierząt kwalifikuje się do eutanazji. Prawdopodobnie bez takiej opieki zostałyby uśpione – mówi. Przyznaje też, że w jej odczuciu zwierzęta nie cierpią. Jeśli jednak tak jest – co zdarzało się w ciągu kilku lat -wówczas podejmowana jest stosowna decyzja.

NIKT NIE CHCE SŁYSZEĆ O ZWIERZĘTACH

By ratować się przed rosnącym widmem przymusowej wyprowadzki, pani Symeona od kilku miesięcy poszukuje innego lokalu do wynajęcia. Ale, jak mówi, nikt nie chce słyszeć o zwierzętach. – Byłam też u prezydenta Gdyni. Mimo że prezydent podszedł z wielkim współczuciem do naszej sytuacji, to jednak żadnej pomocy na tym etapie postępowania egzekucyjnego nie może nam udzielić. Sprawa jest już za daleko, a po lokal zastępczy trzeba się ustawić w długiej kolejce – wyjaśnia. To, co mogłoby nas uratować, to wynajem lokalu z opłatą co najmniej za rok z góry. Uważamy, że jeśli zainteresujemy potencjalnego wynajmującego zapłatą za rok z góry, to być może chętniej przychyli się do wynajęcia.

SYTUACJA JEST TRAGICZNA

Kilka miesięcy temu pani Symeona założyła konto na pomagam.pl. Zbiera w ten sposób środki na zapewnienie zwierzętom niezbędnej opieki i odkłada na nowy lokal. Na bieżąco udostępnia też zdjęcia i relacje z tego, co dzieje się w jej domowym hospicjum i jak wygląda sytuacja. – Nie ukrywam, że będę wdzięczna za każdą pomoc, za każdą złotówkę. – Życie potrafi zaskakiwać, a pięć lat temu, kiedy zakładałam to ,nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej tragicznej sytuacji, w jakiej jestem teraz – dodała.

Pod tym linkiem można śledzić sytuację u pani Symeony i wspomóc jej działania w znalezieniu lokalu dla niej i jej 25 zwierząt: https://pomagam.pl/dgqhvxtk.

 
Więcej na ten temat posłuchaj tutaj:

Aleksandra Nietopiel/jK

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj