Słupsk. Mieli podpalić mieszkanie z zemsty. Wybuch był tak silny, że jeden z nich nie przeżył. Pozostali stanęli przed sądem

Prawdopodobnie podpalili mieszkanie z zemsty. Przed sądem rejonowym w Słupsku rozpoczął się proces domniemanych zleceniodawcy oraz podpalacza. Trzeci ze sprawców zginął podczas zdarzenia, został śmiertelnie poparzony.

Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Słupsku sprawcy 10 czerwca ubiegłego roku rozlali i podpalili benzynę w mieszkaniu byłej dziewczyny Adama M. Mężczyzna miał zlecić zamach Łukaszowi D. oraz Nikodemowi S.

PRZEZ MIESZKANIE

Powodem miała być sprawa mieszkania, które Adam M. kupił na babcię swojej byłej partnerki. Podczas gdy mężczyzna był w więzieniu, babcia przepisała nieruchomość na wnuczkę, o czym mężczyzna miał nie wiedzieć. Sprawa wyszła na jaw, gdy para zakończyła związek. Monika K. zgłosiła też policji, że były partner wcześniej jej groził oblaniem kwasem, dusił i uderzył. Feralnego dnia rodzina K. pojechała pod Słupsk na wesele. Zdaniem prokuratury Adam M. wykorzystał ten fakt i wysłał dwóch podpalaczy do mieszkania rodziców byłej partnerki, które mieli podpalić. Mężczyźni mieli wejść do środka za pomocą dorobionych kluczy. Jeden z nich rozlał benzynę na stół i łóżko. Nie przewidział jednak, że duża ilość łatwopalnej substancji spowoduje silne parowanie. W efekcie, gdy benzynę podpalono, doszło do eksplozji.

Nikodem S. wybiegł z mieszkania, płonąc,. Drugi z uczestników zdarzenia, Łukasz D., również został poparzony, ale w dużo mniejszym stopniu. Miał poważnie poranione nogi. Nikodem S. został znaleziony za budynkiem, wkrótce zmarł w szpitalu w wyniku odniesionych poparzeń.

O NICZYM NIE WIEDZIAŁ?

Przed sądem Adam M. mówił, że o niczym nie wiedział, a podpalenie było inicjatywą Nikodema S., który zginął w pożarze.

– Wraz z kolegą odebraliśmy Łukasza D. sprzed dworca w Gdańsku Głównym. Utykał, ale chyba był pod wpływem jakichś środków. On mi wtedy tylko powiedział, że wraz z Nikosiem byli na jakimś pożarze i tam ucierpieli. Potem powiedział, że to był pożar mieszkania na Fałata i że Nikodem jest chyba w szpitalu. Potem zadzwoniła dziewczyna Nikodema czy nie wiem, co się z nim dzieje. Ja zacząłem wypytywać Łukasza o tę sprawę i wtedy on mi powiedział, że Nikodem go namówił na podpalenie mieszkania rodziny K. z zemsty za to, co mi zrobili – wyjaśniał przed sądem Adam M.

DO DZIESIĘCIU LAT WIĘZIENIA

– Nikodem to był mój przyjaciel. Łukasz powiedział, że Nikodem go poprosił o pomoc, żeby stał na czatach, jak on będzie podpalał. Stał na dole na schodach i wtedy był wybuch. Łukasz pobiegł do góry i w drzwiach zapaliły mu się buty i spodnie. Biegiem minął go Nikodem, który cały się palił. Płonący wybiegł z kamienicy w kierunku hali Gryfia. Łukasz też uciekał i zdejmował to płonące ubranie. Trzecia osoba, która ich przywiozła, odwiozła go do domu. Nikodema nie widzieli. Ja byłem zły na Łukasza, bo domyślałem się, że będę miał z powodu tego podpalenia kłopoty i tak się stało. Łukasza zawieźliśmy do szpitala w Turku, gdzie miał powiedzieć, że się wywrócił na motorze. Dopiero jak zobaczyłem jego rany na nogach, to zrozumiałem, jak duży to był pożar i co się stało. Potem zadzwoniła dziewczyna Nikodema i powiedziała, że on nie żyje, bo był tak poparzony – kontynuował Adam M.

Obaj oskarżeni w procesie są tymczasowo aresztowani. Starty, spowodowane pożarem, oszacowano na ponad trzysta tysięcy złotych. Oskarżonym grozi do dziesięciu lat więzienia.

Przemysław Woś/mk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj