Nie przyznaje się ani policja, ani CBŚ. Wciąż nie wiadomo, skąd wzięła się pluskwa w aucie słupszczanina

Policja nie przyznaje się do podłożenia tak zwanej pluskwy mieszkańcowi Słupska. 22-latek, podczas naprawy samochodu w warsztacie, znalazł w nadkolu lokalizator GPS. Jak twierdzi, poprzez znajomych, policja miała przekazać mu informację, żeby zwrócił urządzenie do warsztatu, w którym poprzednio naprawiał zawieszenie samochodu.

Na oficjalne pytanie dziennikarza Radia Gdańsk, zarówno Komenda Miejska Policji w Słupsku, jak i Centralne Biuro Śledcze w Warszawie odpowiedziały, że urządzenie nie jest ich własnością.

– Z całą pewnością nie należy ono do nas. Ponieważ funkcjonariusze nie wykonywali żadnych czynności ze wskazaną osobą, nie mogli zatem nakazać jej wykonania czegokolwiek – poinformował nadkomisarz Robert Czerwiński, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Słupsku.

Z kolei rzeczniczka Centralnego Biura Śledczego Policji, komisarz Iwona Jurkiewicz powiedziała, że po sprawdzeniu kategorycznie może odpowiedzieć, że urządzenie nie jest własnością tej formacji policyjnej.

NIKT SIĘ NIE PRZYZNAJE

Pełnomocnik 22-latka mecenas Paweł Skowroński mówi, że nie jest zdziwiony sytuacją, w której nikt nie przyznaje się do założenia tak zwanej „pluskwy”.

– Nie jestem absolutnie zaskoczony. Jeśli ktoś zakłada tego rodzaju urządzenie, należy rozumieć, że w sposób nielegalny. Dowodów nie ma, że była to policja. Trudno więc, żeby policja przyznała się, jakiego rodzaju działania operacyjne wobec danej osoby prowadzi. No jeżeli założył to mechanik, czy ktokolwiek inny, na przykład związany ze środowiskiem przestępczym, czy stalker, to również się do tego nie przyzna, bo mógłby mieć problemy prawne – dodaje mecenas Skowroński.

Mężczyzna zwrócił urządzenie do warsztatu samochodowego, w którym naprawiał auto. Właściciel zaprzeczył, by miał z sytuacją cokolwiek wspólnego.

Przemysław Woś/mk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj