400 kilometrów na rowerach, by mówić o transplantacji. W gronie uczestników 12-letnia dziewczynka… po przeszczepie serca

Wyruszyli z Bydgoszczy i przez Toruń, Grudziądz, Kwidzyn i Tczew dotarli do Gdańska. W ciągu pięciu dni uczestnicy VI Rajdu dla Transplantacji przejechali ponad 400 kilometrów. Wszystko po to, by uświadamiać innych, że przeszczep organów może uratować życie niejednej osoby. Organizatorem Rajdu jest gdańska fundacja Organiści. Powstała ona po tragicznej śmierci 26-letniego Bartka Kruczkowskiego, którego przeszczepione organy pozwoliły przeżyć sześciu innym osobom. Najmłodsza z nich miała 2,5 roku, najstarsza – 56 lat.

 
– Bartek zginął w Wielkiej Brytanii, tam jest inne prawo, dlatego wiemy, kto otrzymał jego wątrobę, nerki czy trzustkę – wyjaśnia Jolanta Kruczkowska, matka mężczyzny i założycielka fundacji Organiści.

WARTO ROZMAWIAĆ

Rajd dla Transplantacji jest flagowym przedsięwzięciem tej organizacji. W tym roku wiedzę o przeszczepach ochotnicy na rowerach szerzyli już po raz szósty.

– Co roku wybieramy inną trasę. Staramy się kierować statystykami i jechać tam, gdzie jest największa potrzeba uświadamiania – wyjaśnia Jolanta Kruczkowska – Najważniejszą rzeczą, którą chcemy przekazać jest to, by o możliwości przeszczepu organów po śmierci rozmawiać ze swoją rodziną. Oświadczenie woli jest swego rodzaju testamentem, ale nie ma żadnej mocy prawnej. Po śmierci lekarze i tak będą pytać najbliższych o zgodę, dlatego tak ważne jest, by znali oni naszą decyzję – precyzuje prezes fundacji Organiści.

ŻYWY PRZYKŁAD

O tym, że transplantacja faktycznie ratuje życie, przekonuje swoim przykładem jedna z uczestniczek rajdu. 12-letnia Ula jako niemowlę przeszła przeszczep serca, a teraz samodzielnie pokonała na rowerze około 150 kilometrów.

– Trzeba tę wiedzę jak najbardziej rozpowszechniać po Polsce. Jeździmy, rozdajemy ulotki, rozmawiamy. Gdyby nie przeszczepy organów, wiele dzieci mogłoby umrzeć – podkreśla Ula.

NIE TYLKO Z PÓŁNOCY

Wśród uczestników znaleźli się zarówno debiutanci, jak i weterani, którzy brali udział we wszystkich sześciu edycjach. Choć tegoroczna trasa prowadziła tylko przez północne rejony Polski, na rowery wsiedli też ludzie z Wrocławia, Świebodzina czy Warszawy.

– Kiedyś sam prawie stałem się dawcą, ale wywinąłem się śmierci i teraz jeżdżę, by uświadamiać innych – mówił jeden z uczestników. – W pierwszej edycji wziąłem udział jako wolontariusz pomagający osobie niewidomej. Wiem, jak ważna jest ta sprawa, dlatego za każdym razem dojeżdżam z Wrocławia w miejsce, z którego startuje rajd i później pokonuję całą trasę. Tym razem przejechałem 694 kilometry – relacjonował inny śmiałek.

Michał Rudnicki
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj