Marnowanie żywności to w Polsce bardzo duży problem. Według danych GUS, co roku marnuje się tu ok. 9 mln ton jedzenia. W przeliczeniu na statystycznego Polaka daje to 235 kg zmarnowanej żywności rocznie, podczas gdy 2 mln mieszkańców kraju to osoby ubogie. W środę uchwalona została ustawa, która ma pomóc w walce z tym problemem.

Ustawa nakłada na sklepy wielkopowierzchniowe i hurtownie o powierzchni 250 metrów kwadratowych obowiązek zawierania umów z organizacjami pozarządowymi i przekazywania im żywności za darmo. Jeśli nie będą tego robić, stracą zwolnienie z płacenia podatku VAT.

Michał Chabel, prezes Banku Żywności w Gdańsku, podkreśla, że dzięki ustawie żywność trafi do potrzebujących. – Wraz z ośrodkami pomocy społecznej z Gdańska i z Gdyni prowadzimy sklepy społeczne, przekazujemy tam żywność, którą codziennie odbieramy ze sklepów wielkopowierzchniowych. Dzięki temu wspieramy ok. 15 tysięcy osób. – mówi. – Żywność, która została uratowana, to prawie 200 ton pozyskanych od sklepów w pierwszym półroczu. Zobaczymy, co będzie w drugim, gdy będzie obowiązywała ustawa – dodaje.

NIE TYLKO PROBLEM SPOŁECZNY

Wyrzucanie żywności niesie za sobą również konsekwencje ekologiczne. Przyczynia się do globalnej emisji gazów cieplarnianych, co może doprowadzić do katastrofy klimatycznej. Nieodpowiednie gospodarowanie żywnością powoduje także wzmożoną emisję trującego metanu i duże straty wody, której wciąż brakuje na całym świecie.

Marnowanie jedzenia odgrywa również rolę w kształtowaniu się cen. Koszty jego utylizacji są jednym z głównych czynników podnoszących ceny produktów spożywczych. W ten sposób zasób żywności ubożeje i nie trafia ona na stoły osób najbardziej potrzebujących. Nowa ustawa ma także zapobiec pogłębianiu się problemu biedy w Polsce.

KARY

1 marca 2020 r. zaczną obowiązywać przepisy dotyczące kar za marnowanie żywności. Przedsiębiorcy zapłacą 10 groszy za każdy kilogram zmarnowanych artykułów spożywczych. Natomiast za brak umowy z organizacją pozarządową sklep może zostać obciążony karą w wysokości 5 tysięcy złotych.

Anna Narloch/pOr