Kontrowersje wokół przetargu na ogródki gastronomiczne w Gdyni. Prawie wszystkie miejsca miały trafić do firmy związanej z byłym wiceprezydentem

Skandalem zakończył się przetarg na prowadzenie ogródków gastronomicznych w Gdyni. Program miał być pomocą miasta dla gastronomików dotkniętych skutkami pandemii. Tymczasem zdecydowana większość lokalizacji, dla których przetarg rozstrzygnięto, trafiła do firmy zarejestrowanej w miejscu zamieszkania byłego wiceprezydenta Gdyni. Po pytaniach Radia Gdańsk w tej sprawie urzędnicy próbowali ratować sytuację,wydając kuriozalne oświadczenie.

Na potrzeby przetargu przygotowano 22 lokalizacje na terenie całego miasta. Wśród nich nie brakowało łakomych kąsków, jak choćby punkty przy al. Jana Pawła II, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że opłata za dzierżawę była symboliczna – jeden grosz.

W przetargu wystartowało jednak niewiele firm, bo jak podkreślają pragnący zachować anonimowość gastronomicy obawiający się szykan ze strony miasta, czasu na przygotowanie dokumentów było za mało. Ostatecznie więc przetarg rozstrzygnięto tylko na sześć punktów, z czego, jak ustaliło Radio Gdańsk, aż pięć trafiło do firmy zarejestrowanej w miejscu zamieszkania jednego z byłych wiceprezydentów Gdyni.

NAGŁE WYCOFANIE

Kilka godzin po tym, jak zapytaliśmy o tę sytuację władze Gdyni, ratusz wystosował dodające całej sprawie pikanterii oświadczenie. Czytamy w nim między innymi, że „jeden ze zwycięzców przetargu na oddanie w użyczenie gminnych nieruchomości z przeznaczeniem na sezonowe ogródki gastronomiczne przesłał dziś do Urzędu Miasta Gdyni oświadczenie o wycofaniu się z przedsięwzięcia, wraz z wnioskiem o rozwiązanie umowy. Jako powód został wskazany zbyt krótki termin na urządzenie ogródków. Zawarta umowa dopuszcza możliwość jej rozwiązania, a wobec treści oświadczenia miasto przychyli się do złożonego wniosku. Oznacza to, że w przestrzeni al. Jana Pawła II na razie nie powstanie sezonowa gastronomia (…)”.

Przystępując do przetargu, zwycięzca postępowania musiał sobie doskonale zdawać sprawę z terminów, jakie są w nim zapisane, tym bardziej, że sam przetarg polegał na urządzeniu ogródków gastronomicznych. Po drugie, właściciel firmy nie zrezygnował ze wspomnianych powodów z jednego, dwóch, czy trzech miejsc. Zrezygnował ze wszystkich.

UKŁAD ZAMKNIĘTY

– To oburzające, że, pod płaszczykiem pomocy w kryzysie, gdyńskim przedsiębiorcom związanym z gastronomią pięć z sześciu lokalizacji udostępnia się jednej firmie, która prawdopodobnie jest związana z byłym wiceprezydentem Gdyni – powiedział Marcin Bełbot, gdyński radny Prawa i Sprawiedliwości.

– Być może prawdziwe jest stwierdzenie, które kiedyś wygłosił jeden z byłych prominentnych działaczy Samorządności Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski. Powiedział, że Samorządność to pewien układ zamknięty, który funkcjonuje na zasadzie znajomości – dodał.

RESTAURATORZY NA DALSZYM PLANIE

Z kolei Łukasz Piesiewicz ze Stowarzyszenia Miasto Wspólne cały program pomocy gdyńskiej gastronomii nazywa po prostu porażką.

– Podstawowy problem jest taki, że ktoś, kto przygotował programy pomocowe dla gdyńskich restauratorów, nie skupił się na tym, czego tak naprawdę potrzebują lokalni gastronomicy i w jakiej formie pomoc powinno się im zaproponować. To doprowadziło do kompletnego fiaska przedsięwzięć – twierdzi Łukasz Piesiewicz.

PONOWNA PROPOZYCJA

O zdanie w tej sprawie chcieliśmy zapytać też Jakuba Ubycha, przewodniczącego klubu radnych Samorządności w Radzie Miasta Gdyni. Odmówił jednak komentarza.

Władze miasta zapowiedziały natomiast, że w najbliższych dniach zapadnie decyzja czy, a jeśli tak, to w jakiej formule ponowić propozycję pomocy gdyńskim gastronomikom.

Posłuchaj całego materiału dziennikarza Radia Gdańsk:

 

Marcin Lange/pb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj