Mieli wielokrotnie zgwałcić żonę „polskiego Fritzla”. Jest wyrok ws. dwóch braci

Zapadł wyrok w głośnej sprawie dwóch braci tak zwanego „polskiego Fritzla”. Andrzej Sz. został skazany na 12 i pół roku więzienia, a Marian Sz, na 12 lat. Wyrok jest nieprawomocny. Obaj odpowiadali za wielokrotnie zgwałcenie żony Mariusza Sz. Kobieta była więziona w piwnicy jednego z domów w powiecie puckim prawie dwa lata. Miała być co najmniej 10 razy zgwałcona przez kilku mężczyzn – niektórzy nie zostali w śledztwie ustaleni. Jej mąż Mariusz Sz. wypuszczał ją tylko wtedy, gdy miał przyjechać ktoś z rodziny. Groził, że jeśli wyjawi komuś tajemnicę, zrobi jej krzywdę. Kobieta uciekła w 2011 roku i o wszystkim opowiedziała w prokuraturze w Pucku.

 
SZOKUJĄCE FAKTY W PAMIĘTNIKACH

Śledczy trzykrotnie odmówili wszczęcia postępowania. Wszczęto je dopiero w lutym 2016 roku, na wniosek sądowego kuratora, który przeczytał pamiętniki dorastających dziewczynek, gdzie opisały szokujące fakty.

Według Prokuratury Krajowej decyzje o odmowie wszczęcia śledztwa zapadały przedwcześnie i były nieuzasadnione. Na polecenie ministra sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry Prokuratura Krajowa wszczęła postępowanie w sprawie zaniedbań byłych prokuratorów z Pucka.

„Polski Fritzl” Mariusz Sz. w odrębnym procesie został skazany na 25 lat więzienia i już odbywa karę.

„NICZEGO NIE ZROBIŁEM”

Na pytanie naszego reportera, czy żałuje tego, co zrobił, Andrzej Sz. odpowiedział: ale czego? Niczego nie zrobiłem. 

– Ja oczywiście zawnioskuje o sporządzenie uzasadnienia na piśmie doręczenia tego odpisu wyroku wraz z uzasadnieniem. Następnie podejmę decyzję, co do dalszych działań prawnych – zaznaczał adwokat Michał Poznański, obrońca jednego z poszkodowanych.

„ZE ZWIERZĘTAMI SIĘ LEPIEJ POSTĘPUJE”

– 86-letnia babcia pokrzywdzonej, kiedy przyszła do sądu złożyć zeznania zaczęła od takiego pytania: „Czy w Polsce jest takie prawo, żeby tak kobiety krzywdzić, jak można tak człowieka krzywdzić? Kto to widział? Ze zwierzętami się lepiej postępuje”. Sąd dzisiaj odpowiada to pytanie, zadane przez życiowo doświadczoną kobietę, że nie ma takiego prawa w Polsce. Nie ma takiego prawa, żeby w taki sposób traktować kobiety – powiedziała w godzinnym uzasadnieniu wyroku przewodnicząca składu sędziowskiego Maria Hartuna.

Podkreśliła, że wydarzenia opisanie w akcie oskarżenia, potwierdzone w ocenie sądu przez materiał dowody, są „kompletnie niepojęte”.

– To są rzeczy nie do uwierzenia. I to zarówno dla przeciętnego człowieka, który by o tej sprawie usłyszał, ale nawet dla sędziego karnisty z 12-letnim już doświadczeniem w sprawach karnych rozmaitego rodzaju, bardziej lub mniej drastycznych. To są rzeczy, które pozostają poza granicami naszej wyobraźni – mówiła sędzia.

„TRAUMATYCZNE PRZEŻYCIA”

Z kolei prokurator Anna Braun komentując wyrok stwierdziła, że żadna kara nie będzie w tej szokującej sprawie wystarczająca. – Ja osobiście miałam kontakt z pokrzywdzoną i wiem, jak ona nadal przeżywa te wszystkie traumatyczne przeżycia. Ja sama nad tą sprawą spędziłam dwa lata pracy zawodowej, ona spędziła, od czasu ucieczki z piwnicy, ponad 10 lat. Dla mnie jest to obciążające, to co ona czuje, jest niewyobrażalne – mówiła prokurator.

Andrzej Sz i Mirian Sz muszą zapłacić pokrzywdzonej nawiązki w wysokości odpowiednio: 20 i 10 tysięcy złotych. O przedterminowe zwolnienie będą mogli ubiegać się po odbyciu 3/4 kary.

POCZĄTEK PRAWDZIWEGO HORRORU

Mariusz Sz. to mieszkaniec jednej ze wsi w okolicach Pucka. Swoją przyszłą żonę poznał w 2005 roku. Po kilku miesiącach znajomości oboje zdecydowali się razem zamieszkać. Dla kobiety był to początek prawdziwego horroru. Zanim udało jej się uciec z domu przez 5 lat była maltretowana. W tym czasie mąż ją regularnie bił i gwałcił. Po jednej z kłótni zamknął ją w piwnicy.

Kobieta spędziła w piwnicy prawie 2 lata. Mariusz Sz. wypuszczał ją tylko wtedy, gdy miał przyjechać ktoś z rodziny. Groził, że jeśli wyjawi komuś tajemnicę – zrobi jej krzywdę. Zdaniem prokuratury zamknięta w piwnicy kobieta była nie tylko bita, ale również głodzona i gwałcona. Mariusz Sz. miał również umożliwić gwałcenie żony swoim kolegom. W aktach sprawy pojawiła się także starsza z dwóch córek małżeństwa. Z zeznań wynika, że oprawca molestował 4-latkę.

PIEKŁO MALTRETOWANEJ ŻONY

Kobiecie udało się uciec z piwnicy w 2011 roku. Całą tę wstrząsającą sprawę opisała w Dużym Formacie Katarzyna Włodkowska, trójmiejska dziennikarka Gazety Wyborczej. W kolejnych latach Mariusz Sz. poznał kolejną kobietę i również nad nią się znęcał. Także w tej sytuacji usłyszał zarzuty fizycznego znęcania się nad kobietą i jej synem w okresie od 2012 roku do 2016 roku.

Wstrząsające w tej sprawie są nie tylko opisy piekła, które urządził swojej żonie Mariusz Sz. Kobieta po ucieczce z domu oprawcy próbowała szukać pomocy w Prokuraturze Rejonowej w Pucku. Śledczy, pomimo składania obszernych wyjaśnień przez kobietę i córki, trzykrotnie odmówili wszczęcia postępowania i odrzucali zażalenia pokrzywdzonej.

OPIESZAŁOŚĆ PROKURATURY

Dopiero w lutym 2016 roku, a więc po ponad pięciu latach od złożenia zawiadomienia przez pokrzywdzoną żonę, Prokuratura Rejonowa w Pucku wszczęła kolejne śledztwo w sprawie Mariusza Sz. Stało się tak na wniosek sądowego kuratora, który otrzymał pisemne relacje dorastających dziewczynek na temat zachowania ich ojca. Akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Gdańsku skierowano w listopadzie 2016 roku.

Według Prokuratury Krajowej „z analizy akt sprawy wynika, że decyzje zapadały przedwcześnie i były nieuzasadnione”. Dlatego też na polecenie Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej wszczął postępowanie w sprawie zaniedbań byłych prokuratorów Prokuratury Rejonowej w Pucku.

W komunikacie wydanym przez Prokuraturę Krajową czytamy też, że „Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej bada, czy prowadzący kolejno śledztwo asesor Małgorzata K. i zastępca Prokuratora Rejonowego w Pucku Bartłomiej K. są winni przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków. Chodzi o przestępstwo z art. 231 par. 1 Kodeksu karnego, które jest zagrożone karą do trzech lat pozbawienia wolności”.

 

Grzegorz Armatowski/pOr

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj