Pożar strawił dobytek ich życia. Rodzina z wsi Czatkowy i okoliczni mieszkańcy proszą o wsparcie [SOS REPORTERZY]

spalonydom

O tragicznym uczuciu, jakim jest strata dorobku całego życia w jednej chwili, przekonała się rodzina z dwójką małych dzieci ze wsi Czatkowy. Pożar, który miał miejsce 6 stycznia, doszczętnie zniszczył to, co budowali przez lata.

Pogorzelcy z miejscowości Czatkowy koło Tczewa apelują o pomoc. Miesiąc temu spłonął ich dom. Niestety nie udało się uratować praktycznie niczego. Budynek nie był ubezpieczony. Państwo Kościńscy z dwójką małych dzieci uciekli przed płomieniami w tym, co mieli na sobie. Wynajęli mieszkanie, ale chcieliby odbudować dom. Sami nie dadzą rady.

– W nocy z 5 na 6 stycznia, około godz. 2 w nocy pies obudził moją żonę. Ona z kolei obudziła mnie, twierdząc, że ktoś nam się włamuje do domu. Gdy otworzyłem drzwi do wiatrołapu, to zobaczyłem słup ognia od ziemi do samego sufitu. Straż stwierdziła, że przyczyną pożaru były przewody elektryczne, po prostu zwarcie. To trochę dziwne, bo w nocy światła się nie używa. Jednak mieszkamy w szczerym polu. Mieliśmy też duży problem z myszami, które grasowały po drewnianym stropie. Moim zdaniem to one doprowadziły do tego zwarcia. Pożar był blisko skrzynki elektrycznej, więc uważam, że gryzonie uszkodziły kable i doszło do zwarcia – tłumaczy pan Kościński.

DOM DO ROZBIÓRKI

– Straty są ogromne. Mało udało nam się wyciągnąć z pogorzeliska. Osobiste rzeczy, które uratowaliśmy, żona pierze czterokrotnie i wciąż śmierdzą dymem. Staramy się to jednak ocalić. Jeśli chodzi o dom, to ekspertyzy wskazują, że trzeba go rozebrać do fundamentów. Pogoda nam nie sprzyja. Strażacy wlali do środka mnóstwo wody, przyszedł mróz i mury popękały – dodaje gospodarz. 

– Najbardziej potrzebne nam są teraz materiały budowlane. Żeby dom mógł ponownie stanąć, musimy zebrać 250-350 tysięcy złotych. To tylko szacunki. Nie chcę tego liczyć w tej chwili, żeby się nie załamać. Bardzo chcemy tam wrócić i liczymy, że z pomocą się to uda. Wsparcie ludzi jest ogromne. Nie wierzyłem, że będzie aż taki odzew. Wszystko, co mam na sobie, to właśnie dary. Oczywiście mógłbym pojechać i kupić sobie nowe rzeczy, ale mam na horyzoncie obudowę domu, a na to na razie mnie nie stać. Dzieciom potrzebny jest dach nad głową, a ja zrobię wszystko, żeby im go zapewnić – deklaruje pan Kościński.

Do zakończenia prowadzonej zbiórki brakuje niespełna 100 tys. złotych. Każdy może wesprzeć potrzebującą rodzinę. Wystarczy kliknąć >>> TUTAJ.

(Fot. zrzutka.pl)

 

Posłuchaj całego materiału dziennikarza Radia Gdańsk:

 

Grzegorz Armatowski/pb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj