Dziwny przypadek Arki Gdynia. Miażdży rywala, ale gubi punkty

(Fot. Agencja KFP/Krzysztof Mystkowski)

 To był kolejny typowo-niefortunny mecz dla Arki Gdynia z ostatnich dwóch sezonów piłkarskiej I ligi. Drużyna z Gdyni dominowała, stwarzała sobie mnóstwo sytuacji, ale nie wykorzystała ich, ostatecznie wypuszczając zwycięstwo w ostatnich minutach.

Obraz ten znamy z występów Arki Ireneusza Mamrota, Dariusza Marca i… Ryszarda Tarasiewicza także. Choć zespół obecnego trenera Arki robił wszystko, by w ubiegłym sezonie naprawić błędy jesieni, ostatecznie nie awansował do Ekstraklasy, a w prologu nowych rozgrywek znowu gubi punkty.

DOMINOWALI, ALE…

Arka stworzyła niezliczoną ilość sytuacji, głównie w pierwszej połowie, ale tylko jedna z nich przyniosła powodzenie. Aktywny, często dryblujący z prawej strony Mateusz Stępień, znalazł w polu karnym Karola Czubaka, który bez zastanowienia uderzył w polu karnym otwierając wynik. To pierwszy gol Czubaka w czwartym występie w tym sezonie. Napastnik miał jeszcze kilka dogodnych sytuacji, które wypracował sobie sprytem, ale brakowało mu wykończenia.

CZUBAK ŻAŁUJE

Ma czego żałować, bo w końcówce goście dostali prezent od lepszych gdynian, a piłkę na wagę remisu do własnej bramki kierował Michał Marcjanik. Nie byłoby żadnego lamentu, gdyby Arka domykała spotkania w których przeważa, ma więcej argumentów i jakości. Wystarczy tylko dołożyć jedno trafienie i utrzymać koncentrację. I właśnie jej brak, jako przyczynę niepowodzenia wskazywał Karol Czubak. – Zabrakło jej na samo koniec, a i druga polowa nie była na takiej intensywności jak w pierwszej. Nie stworzyliśmy też tak klarownych sytuacji jak w pierwszej połowie – diagnozował napastnik.

 

Paweł Kątnik

 

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj