Hejt w sieci to coraz poważniejszy problem, nie tylko w Polsce. Jak można mu się przeciwstawić?

(Fot. Pixabay)

Hejt nie jest domyślnym sposobem komunikacji w sieci, a walka z toksycznym językiem nie oznacza łamania wolności słowa – tłumaczy dr Paweł Trzaskowski, językoznawca. Badacz opisuje mechanizmy hejtu i skuteczne sposoby na jego ograniczenie.

Dr Paweł Trzaskowski, kierownik sekcji językowej Polskiego Radia, w ramach pracy doktorskiej pisanej na Uniwersytecie Warszawskim analizował zjawisko hejtu w komentarzach internetowych. Jego praca otrzymała nagrodę Prezesa Rady Ministrów.

– Przyjąłem, że hejt to taki sposób mówienia o kimś w internecie, który sprawia, że odbiorca danego komunikatu może pomyśleć o opisywanej osobie czy grupie gorzej niż przed otrzymaniem takiego komunikatu – streszcza dr Trzaskowski i dodaje, że to, czy dany wpis stanowi hejt czy nie, jest subiektywną opinią. – Jeśli ktoś poczuł się z danym komunikatem gorzej albo widzimy, że wyrządzono krzywdę czyjemuś wizerunkowi, można uznać, że mieliśmy do czynienia z hejtem – opisuje.

Zdaniem badacza nieetyczny język stanowi zdecydowaną mniejszość treści w Internecie, ale zapamiętujemy go lepiej niż pozostałe komunikaty. Według niego istnieją dwa główne powody posługiwania się hejtem. Pierwszy powód jest merkantylny – niektóre osoby dostają pieniądze za to, że kogoś dyskredytują (przykład stanowią trolle polityczne). Trudno zbadać, jak wiele jest takich osób. Drugi powód jest emocjonalny. – Ktoś stosuje hejt, aby wyładować frustrację, obniża czyjś status, a przez to sam czuje się ważniejszy, lepszy, może uważać, że ma na coś wpływ – opowiada dr Trzaskowski.

HEJT JEST FORMĄ PRZEMOCY WOBEC SŁABSZYCH

W ocenie eksperta hejt stanowi język przemocy. – Przemoc jest zawsze związana z uzurpowaniem sobie władzy przez kogoś silniejszego nad kimś słabszym, a krzywda wyrządzana jest dla czyjegoś zysku. I tak jest w przypadku hejtu: w sekcji komentarzy przypuszczany jest na ofiarę atak. Ta osoba, nawet gdyby chciała, nie jest w stanie się obronić, bo zostanie zakrzyczana. Jest dysproporcja sił, wyrządzana jest komuś krzywda, a hejter czerpie z tego jakiś zysk – wyjaśnia badacz.

Naukowiec opisuje sposoby wyrządzania krzywdy w komentarzach. – Hejter znajduje punkt zaczepienia: chwyta się czegoś, żeby zdyskredytować drugą osobę – zaznacza i wymienia, że tym elementem może być na przykład wygląd. Inne przykłady to zarzucanie komuś hipokryzji i cynizmu, wytknięcie obcości, zależności lub braku wiarygodności.

TECHNIKI I TYPY

Jeśli chodzi o techniki dyskredytacji stosowane w ramach hejtu, można wśród nich wyodrębnić między innymi: szydzenie (ośmieszenie, wyśmianie), deprecjację (wyzwiska, obelgi), etykietowanie (zaliczenie do jednej, źle kojarzącej się kategorii), odwracanie uwagi (odnoszenie się do tematu zupełnie innego niż meritum), a także prowokację (na przykład atakowanie czułych punktów, jak intymność czy rodzina).

Dr Trzaskowski wyróżnia też kilka typów hejterów: „żartownisie” (chcą wywołać śmiech), „krzykacze” (używają krótkich, często wulgarnych wypowiedzi), „oburzeni” (dają wyraz niezadowoleniu) oraz „informatorzy” (dzielą się z innymi wiedzą).

O ile język hejtu jest zróżnicowany, a komentujący używają wszelkich środków językowych, aby zdyskredytować przeciwnika, o tyle jego techniki są powtarzalne i łatwe do wyliczenia. – Kiedy już się je pozna, łatwo przewidzieć, jak będzie wyglądała sekcja komentarzy pod jakimś artykułem – ocenia dr Trzaskowski.

EFEKT WSPÓLNOTY

Ekspert badał w swojej pracy między innymi ogólnodostępne portale informacyjne. – One nie pomagają w tworzeniu społeczności. Nie ma tam poczucia wspólnoty, która sprawiałaby, że komentujący mieliby motywację, żeby dobrze się zachowywać, a przez to takie portale stają się współczesnym odpowiednikiem średniowiecznego pręgierza, placem, na którym odbywa się lincz – porównuje.

Specjalista zwraca uwagę, że kiedy jest się członkiem tłumu, ma się poczucie, że można pozwolić sobie na więcej. – Ale jeśli wybierze się kogoś z tłumu, na przykład do sondy ulicznej, osoba ta nagle robi się spokojniejsza, wypowiada się składniej, pełnymi zdaniami, bo ona wtedy odpowiada za siebie, wystawia siebie do oceny. Podobnie jest z hejtem: w sekcji komentarzy, gdzie ludzie czują się anonimowi, zdjęta jest z nich część odpowiedzialności. Jeśli zaś wytworzymy w jakiś sposób to poczucie odpowiedzialności, taki zobligowany użytkownik będzie zachowywał się lepiej niż anonimowy krzykacz. Kiedy zaczynałem pracę nad tym badaniem, myślałem, że sekcje komentarzy to stajnia Augiasza: nie ma dla nich ratunku. Okazało się jednak, są na to badania, że hejtowi można się skutecznie przeciwstawić, można ten język komentarzy internetowych uporządkować i skierować debatę na właściwe tory, tylko wymaga to wysiłku – zaznacza.

WPŁYW HEJTU NA OCENĘ TEKSTU

Doktor powołuje się na analizy, według których hejterskie komentarze obniżają opinie czytelników o tekście wyjściowym. Wskazuje, że w związku z tym wydawcom powinno zależeć na poprawie jakości komentarzy. Zwraca uwagę na istnienie dużych polskich portali, jak Onet czy Interia, które zrezygnowały z zamieszczania komentarzy czytelników. Wskazuje jednak, że zamykanie możliwości komentowania stanowi najprostszą, ale nie jedyną możliwość pozbycia się hejtu, o czym świadczy istnienie w internecie miejsc w Internecie, gdzie odbywa się dialog, jak fora specjalistyczne czy tematyczne. Członkowie wspomnianych grup tworzą społeczność – zbierają się wokół wybranego zagadnienia po to, żeby wymieniać informacje, a hejt stanowi w takich miejscach wyjątek. Na tworzeniu takich zgranych społeczności powinno zależeć wydawcom portali, ale to zadanie nie jest proste. – Do tego potrzebni są między innymi ludzie, którzy będą zajmować się sprawiedliwą, przejrzystą moderacją, a to jest czasochłonne i kosztowne – zwraca uwagę.

Zdaniem badacza moderatorzy powinni stosować sprawiedliwy i przejrzysty system nagród i kar dla użytkowników – komentujący powinni wiedzieć, za co zostali ukarani na przykład usunięciem wypowiedzi lub banem, i móc się od tej kary odwołać. – Jeśli system banowania nie jest przejrzysty, hejterzy wracają i są jeszcze bardziej agresywni – uważa.

METODA MARCHEWKI

Dr Trzaskowski sugeruje, że oprócz kar warto przewidzieć nagrody dla komentujących, aby wartościowe wpisy były doceniane. Jako przykład może posłużyć portal „The New York Times”, na którym użytkownicy mogą wybrać, jakie komentarze mają być dla nich widoczne: wszystkie, wybrane przez redakcję czy dobrze ocenione przez innych czytelników – co motywuje do pisania starannych, przemyślanych wpisów.

Z kolei w sieciowej grze League of Legends, która wsławiła się między innymi tym, że skutecznie ograniczyła ilość „toksycznego” języka w komunikacji między graczami, opracowano system nagród dla użytkowników, którzy nie byli zgłaszani przez innych za stosowanie agresywnego języka.

– To może jednak zadziałać tylko, jeśli osoba, która pisze w sieci, utożsamia się ze swoim awatarem. Niekoniecznie musi występować pod swoim nazwiskiem, ale nie może też być całkowicie anonimowa. Istotne jest wytworzenie poczucia odpowiedzialności za to, jak odbierają ją inni – komentuje językoznawca.

PRZEMYŚL, ZANIM COŚ NAPISZESZ

Pomocne są również zabiegi zniechęcające komentujących do zamieszczania wpisów pod wpływem nagłych, negatywnych emocji, dlatego w walce z hejtem pomagają między innymi: ukrycie sekcji komentarzy (trzeba ją samodzielnie rozwinąć), konieczność zalogowania się przed dodaniem komentarza oraz różnego rodzaju pytania weryfikujące. W walce z hejtem bardzo dobrze spisuje się też publikowanie komentarzy z opóźnieniem – po zaakceptowaniu przez moderatora. Niektóre portale rezygnują też z udostępniania sekcji komentarzy, zachęcając przy tym do przesyłania listów do redakcji, które mogą później zostać opublikowane.

W walce z hejtem skuteczna jest też tak zwana przeciwmowa (counterspeech), a więc prezentowanie pod agresywnym komentarzem odmiennej narracji. Aby jednak była ona skuteczna, nie może być agresywna, lecz rzeczowa i empatyczna.

– Pozbycie się części komentarzy nie musi oznaczać łamania wolności słowa. W życiu publicznym również obowiązują, często niepisane, zasady, które podpowiadają nam, że nie wszędzie można powiedzieć wszystko. Tymczasem niektóre miejsca w sieci stwarzają ułudę pełnej swobody, oferując przestrzeń, w której werbalnie wszystko jest dozwolone. Problem jest globalny. Nie tak dawno mieliśmy nadzieję, że dzięki rozwojowi internetu powstanie dziennikarstwo obywatelskie. Czytelnicy zyskali wtedy pewną nadzieję na sprawczość, ale potem okazało się, że nic z tego: zwykłych użytkowników dalej nikt nie słucha, nie czyta – przypomina badacz i dodaje, że wspomniana sytuacja wywołuje frustrację wśród niektórych z komentujących, dlatego część z nich znajduje namiastkę sprawczości w stosowaniu przemocy językowej, co jednak nie rozwiązuje frustracji, ale napędza jej kolejne fale zgodnie z zasadą, że agresja rodzi agresję.

PAP/MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj