„Miód techniczny” ze Wschodu rujnuje interesy polskich pszczelarzy

(fot. Radio Gdańsk/Mateusz Czerwiński/Pixabay)

Produkcja miodu w Polsce przestaje się opłacać – alarmują pszczelarze z całego kraju. Winą za tę sytuację obarczają sprowadzanie tzw. miodu technicznego ze Wschodu i innych wyrobów miodopodobnych. W ekstremalnych przypadkach pasieki upadają i są sprzedawane.

Miód owocowy o czerwonym zabarwieniu – malinowy czy czereśniowy – ziołomiód i inne wyroby miodopodobne są dostępne na rynku od długiego czasu. Najczęściej są konkurencyjne cenowo wobec klasycznych produktów pszczelego pochodzenia. W efekcie coraz więcej konsumentów sięga w sklepie po takie wyroby. Za kilogramowy słoik zapłacimy około 20 złotych. Prawdziwy, pszczeli produkt może być nawet trzy razy droższy. Za wielokwiat będzie trzeba wyłożyć około 45 złotych, za lipę około 60, a za wrzosowy – choć to jeszcze nie ta pora roku – nawet 80 złotych.

OSZUSTWO NA DUŻĄ SKALĘ

Jak uważa Antoni Rzepka, prezes Wojewódzkiego Związku Pszczelarskiego w Gdańsku, to nie jest miód, a efekt oszustwa na dużą skalę.

– Prawdziwy miód nie ma czerwonej barwy. Jeżeli chcemy dostać zdrowy, jakościowy produkt, to najlepiej kupić go od pszczelarza, a nie na losowym bazarze. Wiele tych „marketowych” miodów sprowadza się z zagranicy, przede wszystkim z Chin i z Ukrainy – tłumaczy.

IMPORT MIODU TECHNICZNEGO

Paradoksalnie z danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi wynika, że import miodu do Polski utrzymuje tendencję spadkową. Od stycznia do września zeszłego roku sprowadzono do kraju 24,5 tysiąca ton miodu – ponad 60 procent z Chin i 35 procent z Ukrainy. W analogicznym okresie w 2022 r. było to 28,2 tysiąca ton.

Tzw. miód techniczny to produkt gorszej jakości, który przywędrował do nas ze Wschodu, z Ukrainy. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku zboża – tyle tylko, że pszczelarze, w przeciwieństwie do większości polskich rolników, nie otrzymali od państwa pomocy z powodu strat, jakie ponieśli przez wojnę. Obecnie niektóre pomorskie koła apelują do polskiego rządu o interwencyjny skup miodu.

PSZCZELARSTWO PRZESTAJE SIĘ OPŁACAĆ

Antoni Rzepka podkreśla, że w niektórych przypadkach pszczelarstwo przestaje się opłacać.

– Często jest tak, że pszczelarz ma te 200-400 kilogramów miodu – albo w beczkach, albo już przygotowanego w słoikach do sprzedaży. W tym miejscu pojawia się fałszywy, tańszy produkt i powstaje problem. Pszczelarz nie może zbyć swojego wyrobu. Najpierw musi zmniejszyć liczbę rodzin, a później nawet sprzedać pasiekę. Pszczelarz, który ma 10 rodzin, może trzymać ule blisko domu. Ci natomiast, którzy produkują miód gryczany czy rzepakowy, muszą wywozić te pszczoły na pożytek. To z czasem przestaje się opłacać – dodaje.

ROZWIĄZANIE PROBLEMU

Pszczelarze twierdzą, że problem można łatwo rozwiązać poprzez wprowadzenie – jako systemowego rozwiązania – banderoli na słoikach wypuszczanych przez wszystkie pasieki. Uważają, że dzięki temu prostemu z pozoru rozwiązaniu nie będzie opłacało się sprowadzać produktów miodopodobnych z zagranicy oraz, że powstrzyma ono „naginanie prawa”, czyli sprzedaż nierejestrowanego produktu.

Mateusz Czerwiński/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj